Powrót do blogowania idzie mi jak po grudzie... Niestety, ogarnął mnie kompletny niechciej we wszystkich sferach życia, więc nawet napisanie notki jawi się jako coś arcyskomplikowanego i męczącego ;-) Od dawna chcę napisać relację z Zakynthosu, ale jak pomyślę, że mam się przegrzebać przez tysiące zdjęć, robi mi się naprawdę słabo ;) Echh....
To tak na rozgrzewkę mała krytyczna recenzja, czasem i taką trzeba spłodzić ;-)
Suche szampony Batiste pojawiły się jakoś w wakacje w Biedronce, co wzbudziło duże emocje - o ile się nie mylę, wcześniej ta marka była dostępna tylko przez Internet. Cena była przyjemna, ok. 12 zł za 200 ml butelkę, więc w ramach testowania wpadła i do mojego koszyka (ale już nie obok biedronkowych chipsów, bo w moich ulubionych serowo-cebulowych chyba coś zmienili w składzie, bo teraz smakują jak papier. Jedna pokusa mniej. Obok donutów z cukrem, których nie mogę odżałować, kupiłam je zaledwie kilka razy i je wycofali. Chodzenie do Biedronki przestało mieć cel :D). Ogólnie podstawowy błąd, jaki popełniłam, to zasugerowanie się opinią z blogów na temat zapachów szamponów. Niemal wszyscy chwalili wersję tropikalną, więc mając w głowie pomarańcze, grejpfruty i ananasy, nawet nie spojrzałam, że na butelce widnieje jak byk COCONUT. A ja naprawdę nienawidzę kosmetyków z nutą kokosa, więcej, nie lubię niczego z kokosem, słodyczy, ciast, smaku, zapachu itd/itp.
Różne rzeczy już sobie na włosy nakładałam, kocham indyjskie oleje, których zapach przyprawia niektórych o wymioty. Nie jestem bardzo marudna zapachowo, bo głównie koncentruję się na efekcie. Ale, uwierzcie mi, TEGO zapachu nie mogę zdzierżyć. Żeby to był tylko kokos. Niestety, mi kojarzy się z najpodlejszym odświeżaczem do toalet/ew. z choinką zapachową do auta. Sztuczny, chemiczny zapach, który powoduje u mnie ból głowy. Niestety, u mnie się nie ulatnia, czuję go w każdej sekundzie od nałożenia. Ostatnio, gdy go użyłam i wyszłam z domu na kilka h, pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po powrocie był baaardzo długi prysznic połączony z dokładnym szorowaniem głowy, żeby pozbyć się nawet najmniejszej nuty tego zapaszku...
Nie sugerujcie się jednak moją recenzją - niestety, wydaje mi się, że jestem odosobniona w moich odczuciach, bo większość osób zachwyca się pięknym zapachem tegoż produktu ;-)) Ja nie mogę pokonać uczucia, że moje włosy ''pachną'' odświeżaczem do toalet, co jest chyba zrozumiale odrażające ;)
Żałuję, że nie wzięłam innej wersji zapachowej, no ale jak się bierze bezmyślnie kokosa, jak się go nie cierpi... To się nie mogło dobrze skończyć!
Opis kosmetyku a moja opinia ... ''nieco'' się różnią :-D :
Batiste Tropical przywodzi na myśl żar tropików, gorący piasek pod stopami i wakacyjny luz. Ten egzotyczny zapach łączący nuty kokosa, melona, banana i brzoskwini z ciepłą wanilią oraz drzewem sandałowym przenosi nas wprost na karaibskie plaże.
Żeby nie było tylko o zapachu, efekty również mnie nie powaliły na kolana. Faktycznie, bezpośrednio po rozpyleniu i wyczesaniu włosów uzyskuje się efekt odświeżonej fryzury, włosy są bardziej puszyste. Trwa to jednak tylko 2-3 h (u mnie), a później włosy wyglądają milion razy gorzej, niż przed zastosowaniem. U mnie chyba jeszcze bardziej przyspiesza przetłuszczanie. Rzecz jasna, co włos, to opinia, ja mam teraz megaprzetłuszczające się, więc najlepszym sposobem, żeby je odświeżyć, jest po prostu klasyczne umycie. Czytałam, że niektóre dziewczyny używają go bezpośrednio po myciu włosów w celu przedłużenia świeżości, ale ja nie próbowałam - ze względu na zapach :P
Suche szampony Batiste można kupić m.in w drogeriach Hebe, Firlit, Kosmyku. Jest też mniejsza pojemność, 50 ml.
Nie wykluczam, że kiedyś kupię małą wersje innego zapachu - jeśli będzie można go powąchać, w Biedronce było to niemożliwe ze względu na zabezpieczenie taśmą, co się oczywiście chwali ;P
A Wy co myślicie o tych szamponach? Wiem oczywiście, że dużo osób jest z nich zadowolonych...