Gdy dermatolog przepisał mi żel Epiduo, od razu zaczęłam szukać o nim informacji w Internecie. Okazało się to średnio mądrym posunięciem ;) Przeczytałam tak ''wspaniałe'' opinie na jego temat, że odechciało mi się zaczynać kurację ...
No ale moja cera była (jest) w takim stanie, że COŚ robić musiałam. Kupiłam. Bagatela, 42 zł. Byłam w kilku aptekach i ceny wahały się od 42 do nawet 50 zł. Najtaniej znalazłam na doz za 39.99 i tam chyba najbardziej opłaca się kupić. Cena nie jest rzecz jasna najważniejsza, osobiście wydałabym o wiele więcej, gdybym miała pewność, że lekarstwo mi pomoże. Ale w leczeniu trądziku czuję się dosłownie jakbym macała ścianę na ślepo ..
Tak jak wspomniałam, przeczytałam o nim straszne rzeczy. Że twarz się łuszczy, piecze, jest zaczerwieniona, że podkładu nie idzie nałożyć, bo się roluje. No i klasycznie, że na początku może wyciągać wszystkie syfy na wierzch. Lepiej nie czytać ;)
Dermatolog mi zalecił stosowanie maści 3-4 razy w tygodniu, nakładanie cieniutką warstwą i obowiązkowo odczekiwać pół godziny między umyciem twarzy, a nałożeniem specyfiku. Wiedziałam też, że mam zadbać o odpowiednie nawilżanie.
Epiduo nakładam tylko w najgorsze rejony - okolice ust, podbródka, żuchwy.
Początki były bezproblemowe. Nie czułam żadnej reakcji skóry po nałożeniu żelu, pieczenia czy innych nieprzyjemnych objawów. Stosowałam się do zaleceń dermatologa, po 2 dniach nakładania Epiduo robiłam sobie dzień przerwy itp. Może gdzieś po 10 dniach (czyli powiedzmy 5-6 aplikacjach) zobaczyłam, że skóra jest bardzo napięta, sucha i zaczyna się łuszczyć. Wtedy zaczął się bardzo nieprzyjemny etap - skóra zaczęła wyglądać beznadziejnie. Bardzo zaczerwieniona i piekąca, czułam się niemal, jakby żel ''wyżerał'' mi twarz ;) Nie był to dobry okres. Nałożenie podkładu i pudru było koszmarem - wszystko rolowało się w tych miejscach, gdzie działało Epiduo. Wyglądałam jak ofiara, która nie umie odpowiednio nałożyć podkładu. Nie mogłam jednak z tego zrezygnować, gdy wychodziłam do ludzi - moja cera bez makijażu wyglądała jak pole bitwy. Gdy miałam wolne, oczywiście dawałam skórze odpocząć.
Po 3-4 tygodniach stosowania zaczął się JESZCZE gorszy etap. Zaczęło mnie wysypywać. Wcześniej miałam wrażenie, jakby Epiduo wypaliło mi wszystkie pryszcze, a na tym etapie musiałam zmagać się z wielkimi stanami zapalnymi, których za cholerę NICZYM nie dało się przykryć. Gdy patrzyłam rano na swoją twarz w lustrze, miałam ochotę poddać się przeszczepowi skóry.
I wtedy postanowiłam wykupić antybiotyk, który przepisał mi dermatolog razem z Epiduo. Nie chciałam go brać, bo naprawdę jestem źle nastawiona do antybiotyków. Uznałam, że na razie poczekam. Liczyłam, że może Epiduo solo zadziała na tyle dobrze, że antybiotyk okaże się zbędny.
Było mi już jednak wszystko jedno, czy będę miała po nim jakieś skutki uboczne ... Tak jak lekarz zalecił, na początku brałam po jednej tabletce na dobę, później połówkę. Teraz zaczęłam już drugie opakowanie. I muszę powiedzieć, że pomaga. Bardzo wyciszył cerę. Te okropne stany zapalne szybko zaczęły znikać. Zaznaczę, że cały czas smarowałam się Epiduo, ale mimo to wiedziałam, że to antybiotyk jest sprawcą tego ''cudu''.
Przez okres brania go nie wyskoczył mi ani jeden pryszcz. Moja cera znacznie się uspokoiła, ale i tak wygląda okropnie, mam pełno śladów po pryszczach, małych zaczerwienień itd (nie wyciskałam!).
Skóra zaczęła się też chyba przyzwyczajać do Epiduo, bo w tym momencie nie zmagam się już z łuszczeniem, pieczeniem i tym podobnymi atrakcjami. Nałożenie podkładu również zrobiło się łatwiejsze ;) Cera znacznie się wygładziła, gdybym sugerowała się tylko tym, co czuję po palcami, mogłabym się łudzić, że mam ładną twarz ;) Niestety, wystarczy spojrzeć w lustro.
Kuracje oczywiście zamierzam kontynuować, bo co to jest 1,5 miesiąca w leczeniu trądziku - nic! Na pewno kupię kolejną tubkę Epiduo, gdy ta mi się skończy, ale nie chcę brać Unidoxu w nieskończoność. Chciałabym skończyć na tym drugim opakowaniu.
Czy macie jakieś doświadczenia z Unidoxem? Mam nadzieję, że ktoś przebrnął przez tą wyczerpującą relację :-D