poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Soki owocowo-warzywne dla zdrowia i urody :)

W kwietniu postanowiłam włączyć do swojej diety świeżo wyciskane soki z różnych warzyw i owoców. Sokowirówka to świetna sprawa, w łatwy sposób można włączyć do swojej codziennej diety porcję warzyw i owoców, które niekoniecznie ma się ochotę zjeść osobno ;-) Przynajmniej ja należę do osób, które jakoś nie pamiętają, żeby jeść owoce na co dzień. Nie, że nie lubię. Po prostu o tym nie pamiętam. Do sokowirówki mogę wrzucić wszystko, na co mam ochotę i po prostu wypić w formie soku, jest to dla mnie jakoś łatwiejsze i lepsze ;-)) 


Staram się wyrobić sobie taką rutynę, że zacząć dzień od soku jabłkowo-marchewkowego, do którego dodaję jeszcze kroplę oleju lnianego (dla lepszego przyswajania witaminy A).



Marchewka jest niesamowicie zdrowym warzywem, a do tego łatwo dostępna i tania, więc czego chcieć więcej, tylko pić ;-) O właściwościach można się dużo rozpisywać, wymienię tylko kilka:

- pomaga w odchudzania ze względu na obecność błonnika
-ma dużo witaminy E, tzw eliksiru młodości
zawiera witaminy z grupy B (w tym kwas foliowy), witaminę A, K, H, E, PP i K, a także żelazo, wapń, cynk, potas, miedź, fosfor, jod, magnez, kobalt , krzem.
- wzmacnia wzrok
- nadaje skórze ładny odcień (nie należy jednak przesadzać z marchewką, bo skóra może nabrać pomarańczowego odcienia)
- wzmacnia zęby, włosy i paznokcie
- wzmacnia odporność

Sok marchewkowo - jabłkowy jest pyszny, wypijam go z rana z prawdziwym smakiem :) Czuję się naprawdę, jakby natychmiast do mojego organizmu została wprowadzona dawka witamin ;) Zauważyłam też, że  świetnie zaspokaja pragnienie, normalnie wypijam mnóstwo wody, a wypijając szklankę takiego soku zapominam o wodzie na kilka h, bo po prostu nie chce mi się już pić. 

Pijąc ten sok liczę oczywiście na wzmocnienie włosów i może przyspieszenie ich porostu, ale ogólnie chcę po prostu poprawić swoją dietę. Tak naprawdę od tego trzeba zacząć, chcąc poprawić stan włosów czy paznokci. 

Drugi sok, który pije, to sok z buraka i jabłka.


Burak to kolejne warzywo z morzem drogocennych właściwości. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo jest zdrowy! 

-Witaminy A, B1, B2, B3, B4, B5, B6, B12, C
-Pierwiastki: żelazo, potas (tylko 2 buraki to az 528mg potasu !), magnez, wapń, fosfor, miedź, chlor, fluor, cynk, bor, lit, molibden, sód, mangan, kobalt, oraz bardzo rzadkie pierwiastki jak rubid i cez
- zawiera cukry, białka, bioflawonidy, karoten, betaninę, mnóstwo kwasu foliowego, kwas jabłkowy, cytrynowy, szczawiowy, nikotynowy, antocyjany
- świetny na anemię, odchudzanie, oczyszczenie organizmu, ma nawet działanie przeciwnowotworowe

Sok z buraka jest już w smaku... dość kontrowersyjny ;) Mimo że uwielbiam barszcz, buraczki, to jednak taki czysty sok z buraka ma w sobie coś odpychającego przy pierwszych kilku łykach. Dlatego dodaję do niego jabłka, czasem marchewkę, żeby trochę urozmaicić jego smak. Nic nie powstrzyma mnie jednak w jego piciu, odkąd dowiedziałam się, jaki jest zdrowy ;-D

Do każdego soku dodaję trochę cytryny. 

Mam nadzieję, że przy regularnym piciu zobaczę efekty :) Z innych spraw nazbierałam też ostatnio pokrzywy i już mi się suszy. Niedługo będę mogła pić prawdziwą herbatkę z pokrzywy :)








poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Kilka nowości do pielęgnacji włosów.

Ostatnio ze zdziwieniem zauważyłam, że ''czyszczenie magazynów'' poszło mi tak dobrze, że nie mam żadnej porządnej maski do odżywienia włosów ;-) Chyba wreszcie dochodzę do tego idealnego stanu, żeby mieć góra 2-3 maski i stosować je zamiennie. Też wielkiego minimalizmu nie chce mieć, bo to nudne wciąż używać tego samego. 

Co ostatnio używam regularnie?




Ku mojej radości, do sklepów wrócił olej Bhringraj. Już od dobrych paru miesięcy chciałam go zamówić, ale nigdzie nie był dostępny! Już myślałam, że został wycofany. Świetnie go wspominałam, w 2012 został nawet moim hitem ;-) Teraz dużą, 200 ml pojemność można zamówić już za 30 zł. Nie ma takiego nachalnego zapachu jak Sesa, która niestety mnie teraz strasznie męczy i chyba już nie wrócę do tego oleju... 

Szampon z Joanny mięta i wrzos to coś dla mocniejszego oczyszczania włosów. Kiedyś byłam wierna Barwie, ale odkąd zmienili butelki, chyba zmienili też coś w składzie, bo zaczęły mnie podrażniać. Ten z Joanny naprawdę mocno oczyszcza, włosy mam po nim całkiem tępe. Ładnie pachnie, kosztuje kilka zł. 

Ostatnio na blogach zaczęły pokazywać się kosmetyki O'Herbal. Na jakiejś promocji w Naturze wybrałam sobie maskę do włosów cienkich z ekstraktem z arniki. Kosztowała jakieś 13-14 zł. Całkiem spoko składy, ale też nie jakoś super naturalnie.



Jeszcze sama nie wiem, co myśleć o tej masce. Na pewno lepiej działa nakładana przed myciem, niż po myciu włosów. Faktycznie dodaje trochę objętości, ale też zostawia taki dziwny film na włosach, nawet trudno mi go opisać. Tak jakby włosy były czymś oblepione, ale nie że są obciążone czy sklejone. Po prostu czuć taką powłoczkę :p Ale tłumaczę. Wydaje mi się, że to przez ten składnik  PVP, dość wysoko w składzie. Często jest używany w kosmetykach do układania włosów, lakierach itd. Czyli pewnie dobrze by się po tej masce włosy kręciło :) W każdym razie nie wiedziałam, nie znałam, będę teraz zwracała uwagę na ten składnik w odżywkach, bo nie do końca podoba mi się to uczucie na włosach.


Serum macadamia, kupione w Biedronce za kilka zł :)


Ponieważ wylałam przez przypadek moje serum z CHI do końcówek (cały stolik w lepkiej mazi, nie polecam), musiałam się rozglądnąć za czym w innym. W Biedronce wypatrzyłam takie serum, nigdy go wcześniej nie widziałam. Beztrosko wrzuciłam do koszyka, nawet nie patrząc na skład, dopiero w domu uprzytomniłam sobie, że może by tak sprawdzić, czy nie zawiera denatu ;) Ale skład na szczęście okazał się całkiem spoko, niedługi, silikony na pierwszych miejscach, olejek macadamia również się znalazł :-P

Na początku trochę zrzedła mi mina, jak zobaczyłam, że to bardziej olejek niż serum. Nie wiedziałam, czy coś takiego tłustego podpasuje końcówkom. Okazało się, że działa naprawdę fajnie, w małych ilościach ślicznie wygładza, a końce magicznie wyglądają na zdrowsze ;) 

Rozbawiła mnie tylko obietnica producenta, że serum pobudza cebulki włosów :-D Serio, już kogoś poniosła wyobraźnia. Nie polecam w każdym razie wcierania tego specyfiku w skórę głowy. Ani liczenia, że przez wtarcie tego w końcówki, cebulki się pobudzają ;-)) 


Ostatnio zafiksowałam się na punkcie zdrowych soków, szykuje post na ten temat :)


niedziela, 10 kwietnia 2016

Aktualizacja włosów - kwiecień.

Słowem wstępu, marzec był mocno średni dla moich włosów. Kiepski był ich stan i kiepsko mi szło zapuszczanie, mimo stosowania wielu przyspieszaczy. Niestety cały czas mocno denerwowały mnie końcówki, widziałam, że są podniszczone i jakieś zmęczone. Znalazłam już rozwiązanie mojego problemu - jednak podcinanie maszynką na prosto mi nie służy :/ Miało być fajnie, a nie było - bardzo szybko po podcięciu takim sposobem końcówki zaczynały być postrzępione i porozdwajane. Maszynka jest nowa, ale chyba jednak za mało ostra, skoro pojawiał się u mnie taki efekt. Żal mi było, bo to był fajny sposób, żeby podcinać końcówki unikając za dużej straty z długości, co często u fryzjera wydaje się nieuniknione. 

Myślałam już, że muszę się poddać i iść pod nożyczki fryzjera, ale jeszcze postanowiłam spróbować po swojemu :-P i podciąć końcówki samodzielnie nożyczkami. I powiem Wam, że od razu po podcięciu i wyschnięciu włosów poczułam, że to było to, czego im brakowało od dawna. Lubię efekt na końcówkach, który dają nożyczki. Do maszynki już nie wracam, może też po prostu dla moich cienkich i wrażliwych końców ten sposób się nie nadaje? 

Nie zwracajcie uwagi na wilgotne pasmo na środku, nie wyschły do końca. Kolor też jest przekłamany, ale dziś jest tak ponury dzień, że aparat zwariował.


 W marcu stosowałam kilka nowych przyspieszaczy porostu - przede wszystkim płyn Andrea, ale postawiłam też na domowe maseczki z imbiru i gorczycy nakładane na skórę głowy. Andreę dawałam do szamponu, ale też stosowałam jako wcierkę - mieszałam ją tylko jeszcze z inną wcierką. Nie mogę niestety w ogóle ocenić przyrostu przez te częste podcięcia - kilka dni temu nożyczkami, trochę wcześniej maszynką. Ogólnie widziałam po grzywce, która była obcinana 7 marca, że odrosła błyskawicznie, mam też naprawdę mnóstwo baby hair, widać jak sterczą po prawej stronie głowy :) Gdy zbieram włosy w wysoki kucyk, czuję, że włosów ogólnie zrobiło się więcej w najwyższym miejscu, ale co z tego, skoro nadal mój kucyk to cienka nitka ;) Taka jednak ich już cienka natura, mogę się tylko starać, żeby nadal pracować nad zagęszczeniem.

Piłam też herbatę krzemionkową, ale nie byłam super systematyczna. Gdzieś pod koniec marca zakończyłam ostatecznie kurację drożdżami, robię przerwę :) Nadal jem siemię lniane. 

Teraz przerzucam się na świeżo wyciskane soki z owoców i warzyw, takie naturalne witaminy będą najlepsze dla organizmu, no i włosów :)

Zamówiłam sobie ostatnio olej Bhringraj, który kiedyś kiedyś już miałam i bardzo zachwalałam. Długo go nie było w sprzedaży, ale ostatnio wypatrzyłam na allegro i od razu zamówiłam. Zobaczymy, czy teraz też będzie działał tak fajnie.

I porównanie z tamtym miesiącem:




środa, 16 marca 2016

Szampony Fitokosmetik - gorczycowy i dziegciowy.

Od jakiegoś czasu używam do mycia włosów szamponów z firmy Fitokosmetik. Najpierw kupiłam dziegciowy, bo nie było gorczycowego, a później dokupiłam również ten drugi, bo za bardzo kusił ;-) Dziś kilka słów o każdym z nich.


Wielkie butle po 450 ml - na szczęście dziegciowy już zużyty w połowie :) Szampony idą mi teraz szybko, bo często muszę myć włosy nawet codziennie. Wciąż szukam idealnego szamponu, często zmieniam. Przestał mi odpowiadać szampon z Barwy z czarną rzepą - odkąd zmienili opakowania, chyba zmienili też coś w składzie - zaczął mnie podrażniać. Mój dawny ulubieniec, papryczkowy z Love Organic przestał być produkowany :( 

Te szampony zainteresowały mnie swoim składem, są na bazie orzechów mydlanych i mają kilka fajnych, naturalnych składników.



Wzięłam ten dziegciowy, bo też obiecywał wzmocnienie i pobudzenie cebulek, a ja lubię takie obietnice ;) Łupieżu nie mam, jakby co. Jest kilka rodzajów tych szamponów, pokrzywowy, miodowy, drożdżowy, łopianowy, ale chyba gorczycowy jest najbardziej rozbierany, bo dwa razy byłam w Jaśminie i dwa razy go nie było. 

Co powiem o tym szamponie. Ma fajną, żelową konsystencję i ciemny kolor. Pięknie pachnie, gdy pierwszy raz go użyłam, poczułam się, jakbym znalazła się w lesie ;-) To chyba przez ten olejek jałowcowy. Piękny, ziołowo-leśno-kwiatowy zapach. Świetnie się pieni. Gdy używałam go bez żadnej odżywki po, włosy nie były splątane czy suche. Ogólnie go polubiłam i często używam, ale mam wrażenie, że jednak szybciej włosy po nim ''klapcieją'' ;P Jest spoko, ale ulubieńcem się nie stanie.



Na ten szampon bardzo liczyłam, że będzie rewelacyjny. W składzie ma wiele fajnych rzeczy, tytułowa gorczyca jest w piątej linijce składu (brassica...). Ma bardzo gęstą, galaretowatą konsystencję i śmieszny czerwony kolor. Pachnie trochę dziwnie, już nie tak ładnie jak wersja dziegciowa. Co niestety dyskwalifikuje ten szampon? Koszmarnie przesusza mi włosy. Są po prostu okropne w dotyku. A końcówki wyglądają tak, jakby potrzebowały natychmiastowego obcięcia. Gorczyca ma działanie wysuszające, więc całkiem możliwe, że to jej sprawka, albo innego składnika. 

No cóż... Może go jakoś zużyję, używając po nim mocno nawilżającą maskę, albo po prostu oddam chłopakowi, lub zużyję jako żel do ciała ;) 

Szampony kosztują ok. 19 zł, jeden kupiłam w Jaśminie na ul. Długiej, a drugi w drogerii Kosmyk. Być może jeszcze kupię kiedyś inny rodzaj, ale na razie muszę co nieco po zużywać ;)

Moje zainteresowanie gorczycą trwa nadal, właśnie siedzę z domową maską na głowie. Wymieszałam gorczycę i imbir w proszku z odżywką i nałożyłam na skórę głowy. W tym miesiącu chciałabym bardziej pobudzić cebulki jakimiś nowymi sposobami ;)


piątek, 11 marca 2016

Marzec - aktualizacja długości.

Oj, coś mi nie szło pisanie postów w lutym :) Teraz zmotywowałam się do napisania posta, bo dołączyłam do akcji '' Zapuśćmy się na wiosnę'' http://www.wlosynaemigracji.eu/ i muszę być sumienna ;-) Co prawda luty nie przyniósł mi dużego przyrostu, ale bardzo liczę na marzec, bo stosuję nowy przyspieszacz :-D

Co stosowałam? 

Wewnętrznie: siemię lniane, tabletki Revalid (ale niesystematycznie), picie drożdży
Wcierki: woda brzozowa, Kulpol + masaż głowy
Oleje: Sesa na skalp

W sumie niedużo. Przestałam pić pokrzywę, bo robię miesiąc przerwy. W kwietniu chcę nazbierać i ususzyć prawdziwą pokrzywę :) Marzec to też ostatni miesiąc picia drożdży. Nawet się do nich przyzwyczaiłam :-P Ku mojemu smutkowi, w ogóle nie wzmocniły mi się dzięki nim paznokcie, nie wiem czemu. Kiedyś po takiej kuracji miałam najtwardsze i najdłuższe w życiu. 



Przyrost: 1.2 cm, ale podcinałam 1 cm w połowie lutego, więc spokojnie 2 cm urosły :)
Plus kilka dni temu podcięłam jeszcze odrobinę końcówki, tak z pół cm.

To ciągłe podcinanie wzięło się z tego, że byłam wciąż niezadowolona ze stanu moich końcówek. :/ Nie wiem, chyba to podcinanie maszynką mi nie służy, bo mam wrażenie, że końce się szybciej niszczą? Nie wiem, czy jednak nie byłam bardziej zadowolona, jak chodziłam kiedyś do fryzjera co 3 miesiące na podcięcie, były potem fajnie grube, a nie takie cienizny jak teraz. Tyle że ZAWSZE mi podcinano o wiele więcej niż chciałam i wciąż byłam na tym samym etapie długości. Poza tym od tego felernego podcięcia we wrześniu mam uraz do fryzjerów. Do teraz moje włosy nie przyszły do siebie :-P


Ale ogólnie porównując z poprzednim rokiem moje włosy zrobiły się strasznie kiepskie. Tyle, że wtedy były pod działaniem izoteku i to im nadawało objętości, bo nigdy nie były tłuste i co za tym idzie obciążone.


Ogólnie widzę, że są nierówne itd. i najlepiej jakbym je obcięła maszynką na prosto dobre parę centymetrów, gdzieś od linii łopatek. Wtedy też zrobiłyby się optycznie gęściejsze. Gdyby tylko rosły mi szybciej, 3 cm na miesiąc, można by odżałować, ale tak to mi szkoda. 




Od niedawna stosuję płyn Andrea na porost włosów, można go zamówić na alliexpressie, Kosztuje mniej niż 2 dolary, a ponoć daje niezłe efekty. Zobaczymy, na ile poruszy moje cebulki w marcu. Włosy myję nowym szamponem z gorczycą firmy Fitokosmetik.  

Mały przegląd od grudnia do teraz:



można powiększyć

Szału nie ma, rosną woooooolno! Albo za często podcinam ;)

                                                                    
Plan na marzec to:

-płyn Andrea plus masaż głowy

- dokończenie kuracji drożdżowej
- kupienie herbaty krzemionkowej
- siemię lniane nadal 3-4x w tygodniu
- koktajl jabłkowo - pietruszkowy
- robienie peelingu kawowego, ciągle zapominam

I może jeszcze coś wymyślę ;)




środa, 3 lutego 2016

Maska Castor Oil - recenzja.

 O Castor Oil wspominałam już kilka razy na blogu, pora na pełnowymiarową recenzję :) Stosuję ją ponad miesiąc i co nieco już mogę o niej napisać.



Z praktycznych informacji - można ją bez problemu zamówić na allegro w cenie ok. 25 zł. Początkowo jej cena była nawet kilkukrotnie wyższa. Stacjonarnie widziałam ją tylko w jednym miejscu, drogerii Kosmyk, za 30 zł. 

Wypromowana została jako cudowna maska, która przyspiesza porost włosów do nawet 5 cm miesięcznie. Ma też ogólnie wzmacniać włosy i poprawiać ich kondycję. 



 W składzie znajdziemy m.in  olejek rycynowy, olejek jojoba, ekstrakt z aloesu, parafinę, witaminę E, masło kakaowe oraz kontrowersyjny składnik mink oil - olej z tłuszczu norek. Składnik czwarty od końca, więc myślę, że jest go tyle, co kot napłakał, no ale jest i wiele osób odwiódł od zakupu. To tak gwoli informacji ;)

Na pierwszym miejscu w składzie jest coś w guście wazeliny - ma zmiękczać i wygładzać skórę głowy. To ten składnik powoduje tę rozkoszną lepkość produktu, która zaczęła mnie już pod koniec miesiąca doprowadzać do szału ;)


Ponieważ dużo osób jest zainteresowanych jednorazową ilością aplikacji maski, zademonstrowałam na zdjęciu, ile ja jej nakładam. Otóż tyle. Tak, będzie kusiło nałożenie więcej, żeby na pewno cała głowa została pokryta. Nie róbcie tego, a już na pewno nie wtedy, gdy się spieszycie ;) Przesadzenie z ilością maski powoduje długie wiszenie głową w dół nad wanną. Serio, nakładanie olei i zmywanie przy tej masce to pesteczka ;-) 

Ja taką ilość podgrzewam na spodeczku, żeby się łatwiej nakładało i opuszkami palców wmasowuje w skórę głowy. Nie nakładam na długość, to jest po prostu zbyt smalcowate, nie zmyłabym tego. Czasem odrobinę na końcówki. Zwykle na całą noc.

Plusy maski:

- ładnie pachnie (jeszcze tego brakowałoby, żeby śmierdziała ;) )
- ma dość naturalny skład z dużą ilością olejków
- pomaga przyspieszyć porost włosów, biorąc pod uwagę moją aktualizację włosową. Jednak biorę też pod uwagę stosowanie innych kuracji - drożdże, wcierki
- jeśli nie przesadzi się z ilością i domycie przebiegnie bezproblemowo, włosy wyglądają ładnie i błyszcząco u nasady
- bardzo wydajna 

Minusy:

- podstawowy i największy minus tej maski, który mnie trochę zniechęcił do jej regularnego używania, to wielokrotnie wspominana już konsystencja. Mam długoletnie doświadczenie z nakładaniem różnych dziwnych rzeczy na głowę ;), ale ta maska zirytowała mnie najbardziej. Przy nakładaniu olejków również mam tłuste włosy, ale nie jest to uczucie nieprzyjemnego oblepienia, jak przy Castor Oil. Niestety, choćby efekty były jak najlepsze, to to strasznie zraża

- trudno się zmywa, jeśli przesadzimy z ilością, 

- chyba przyspiesza przetłuszczanie włosów 


Podsumowując... Wolę nakładać inne kosmetyki na głowę ;) Nie mówię, że rezygnuję całkiem z Castor, pewnie nałożę ją jeszcze od czasu do czasu, ale na regularną kurację raczej nie mam już sił. Wolę stosować olejki. 

Przy okazji, dołączyłam do wiosennej akcji zapuszczania włosów http://www.wlosynaemigracji.eu/2016/01/zapuscmy-sie-na-wiosne-edycja-2016.html :)

I tak zapuszczam włosy, więc czemu by nie dołączyć. Zmierzyłam dziś włosy centymetrem i zobaczymy, co będzie ;) Chyba muszę wymyślić jeszcze coś nowego do wspomagania porostu :P

niedziela, 24 stycznia 2016

Po 2 miesiącach przyspieszania porostu - zdjęcia porównawcze.

Dokładnie 2 miesiące temu, w tym poście, opisałam swój plan pielęgnacji skupiający się na przyspieszeniu porostu włosów. Byłam dość sumienna i powoli widzę efekty. Nie mierzę włosów, więc nie powiem w centymetrach, ile przybyło, ale czuję na żywo, że jest coraz lepiej.

1 grudnia                                                               24 stycznia

O ile w grudniu nie widziałam oszałamiających efektów, w styczniu bardzo ruszyły. 

Kuracje, jakie stosowałam:

- picie drożdży - jestem już na półmetku, 45 kubków za mną, założyłam 90 kubków kuracji (nie dni, bo czasem się zdarza nie wypić z zapomnienia czy braku drożdży w lodówce :) )
- picie skrzypopokrzywy i siemienia lnianego - 3-4 razy w tygodniu
- picie koktajlu pietruszkowo-jabłkowego - tu za rzadko, raz w tygodniu może
- zaczęłam też brać Revalid

Dużo tego, ale uważam, że najbardziej drożdże pomogły w przyspieszeniu porostu. Mam też mnóstwo baby hair, które radośnie sobie sterczą i za nic nie chcą się ogarnąć.

Zewnętrznie:

- maska Castor Oil na skalp, zwykle na całą noc
- wcierka brzozowa i Kulpol - prawie każdego dnia, chyba że zapomnę

Teraz włączyłam do pielęgnacji olejek Sesa, zrobiłam też swój macerat olejowy. Wiem, trochę za dużo tego wszystkiego, zważywszy, że mam tylko jedną głowę :), ale kuszą mnie nowości. Myślę, że odstawię Castor Oil na góra raz w tygodniu, bo i tak mnie zaczyna trochę wkurzać ;) Wolę nakładać oleje na głowę, a nie taki smalec. Ale nie rezygnuję, bo myślę, że też dołożył swoje w przyspieszaniu porostu.

W kwietniu na stówę zbieram swoją pokrzywę i suszę ;-) Już się nie mogę doczekać wiosny, ten styczeń jest taki przygnębiający...


                      1 grudnia                                   8 stycznia                                         24 stycznia                                

Myślę o delikatnym podcięciu końcówek, góra 1 centymetr, żeby je trochę odświeżyć. Na święta dwa razy je kręciłam prostownicą i uwierzcie, to wystarczyło, żeby połamać końce :/ Mam strasznie delikatne włosy. 

Plan na luty - kontynuować wszystkie kuracje, ale włączyć bardziej Sesę i nowy macerat olejowy do pielęgnacji.