czwartek, 26 września 2013

Mandarynkowe masełko do ciała od BingoSpa - recenzja.

Drugim z produktów otrzymanych do testów od BingoSpa było mandarynkowe masło do ciała. Wybrałam je do testów, mimo że wiem, że kosmetyki do ciała z tej marki nie grzeszą dobrym składem. Ale musiałam mieć coś, co pachnie mandarynkami! :-D Przyznaję, że to mnie przyciągnęło, uwielbiam cytrusowe nuty ;)


Chciałam odesłać Was na stronę bingo, żebyście mogły poczytać o tym produkcie, a tu zaskoczenie - pod linkiem http://www.bingosklep.com/mandarynkowe-extra-maslo-ciala-bingospa-p-321.html znajdziemy tylko informację, że produktu nie znaleziono. Hmm, mam nadzieję, że nie tworzę recenzji czegoś, co już wycofano :-D

No cóż ...

Masełko mieści się w niedużym białym pojemniczku z czarną nakrętką - oszczędna estetyka. Nie zostało zabezpieczone żadnym dodatkowym wieczkiem.


Moja pierwsza myśl : sprawdzić zapach! Są te mandarynki, czy też nie ;) Okazało się, że zapach jest przyjemny, słodki, owocowy, ale to taka chemiczna mandarynka. Nie dostajemy takiego oczywistego, świeżego aromatu mandarynek. Mimo to jest ładny, ale spodziewałam się czegoś więcej.

Konsystencja ... Czy to naprawdę jest masło? Bo wg moich odczuć, ma identyczną konsystencję jak serum papajowo-czekoladowe.  Moim zdaniem, jest zbyt lekkie, delikatne i ''piankowe'', żeby zasłużyć na miano masełka.


Może jest trochę bardziej zbite niż to serum, ale i tak mi je przypomina. Poza tym przy smarowaniu ciała od razu jakby wtapia się w skórę, jest takie ''wilgotne'', z poślizgiem. 

Oczywiście to sprawka silikonów w składzie:


Skład nie jest urzekający. Masło kakaowe na 2 miejscu, jest go 10% wg producenta. Później parafina, emolienty, silikony, parabeny ... Na twarz bym nie nałożyła, ale skóry na szczęście nie mam wrażliwej ;)


Podsumowując ...

Moim zdaniem ten produkt to przeciętniak. Nie możemy spodziewać się po nim żadnego szczególnego nawilżenia ani odżywienia skóry. Ma swoje plusy : naprawdę przyjemny, relaksujący zapach, świetną wydajność (przez to, że jest taki ''śliski'', nie trzeba go nakładać zbyt dużo), dla niektórych taka lekka konsystencja również będzie na korzyść.  
Ma jednak naprawdę kiepski skład i kosztuje zbyt dużo - 24 zł za 250g produktu
Na pewno zużyję go do końca i nie będzie to dla mnie przykry obowiązek, ale mam świadomość, że można kupić coś tańszego, z lepszym składem i działaniem. 





Ps. Pogoda szaleje - dziś u mnie grzmiało! ;)









Łykaj Calcium Pantothenicum i zniszcz sobie paznokcie!


I nagle cała blogosfera zaczęła łykać Calcium Pantothenicum ;) Nic dziwnego, sama gdy zobaczyłam taki niesamowity przyrost u Ani, zaczęłam wyszukiwać te tabletki na dozie :-D Przyciągająca była również śmieszna cena - kilka zł za 50 tabletek. 


Moja pierwsza kuracja tymi tabletkami nie trwała długo, to było ponad rok temu i nie pamiętam, czy zanotowałam po nich jakiekolwiek efekty. Pewnie nie, skoro nie pamiętam ;)
Teraz jednak zapamiętam na dłużej skutki tych tabletek ... Wystarczy jedno spojrzenie na paznokcie! :->

Jakoś na początku września, gdy postanowiłam ruszyć znów z regularnym dbaniem o włosy, zamówiłam sobie na dozie jedno opakowanie CP. Wielu osobom naprawdę pomógł w przyspieszeniu wzrostu włosów. Niestety, ja nie jestem w stanie ocenić go pod tym kątem, bo musiałam przestać łykać tabletki po ok. 14 dniach, gdy zauważyłam, co zaczyna się dziać z moimi paznokciami. Zaznaczę, że po urlopie były w świetnym stanie - urosły, były mocne, przerwa od pracy dobrze im zrobiła ;) I sama na własne życzenie zniszczyłam te efekty pieprzonym Calcium ... :p 

A zaczęła się dziać prawdziwa masakra. Tego jeszcze nie było. Połamały się wszystkie, ale to byłby jeszcze pikuś. Najgorsze było niesamowite rozdwajanie się i pęknięcia na płytce. Wyglądały okropnie! Jestem pewna na 100%, że to przez Calcium, zwłaszcza, że znalazłam opinie potwierdzające ten skutek uboczny CP :



Nie piszę tego, żeby zniechęcać do brania CP. Wiele dziewczyn ostatecznie odnotowało pozytywne efekty, nawet wzmocnienie paznokci, jak na ironię :D Chciałam jednak przestrzec, że te tabletki to nie samo dobro i jeśli zauważymy, że podczas kuracji występują takie skutki uboczne, najlepiej przestać go brać. No, chyba, że nie zależy nam na paznokciach ;)


Wspomnę jeszcze, że brałam 3 tabletki dziennie, czyli dopuszczalną ilość. Widocznie mój organizm zdecydowanie nie potrzebuje kwasu pantotenowego, a ponoć z tą witaminą nie można przesadzić, bo jej nadmiar jest wydalany z organizmu wraz z moczem. No nie wiem, coś poszło nie tak. 

Paznokcie teraz próbuję ratować, używam odżywki z czosnkiem i gryzę pestki dyni ;-) Do CP zraziłam się już chyba na zawsze ...


A jak Wasze doświadczenia z tym suplementem?








poniedziałek, 23 września 2013

Arganowa kuracja do włosów od BingoSpa.

Gdy zobaczyłam w ofercie BingoSpa nowiutką maskę do włosów z olejkiem arganowym, od razu zapragnęłam ją mieć ;-) Zdecydowana większość tych masek jest dla moich włosów wybawieniem. Mam ich obecnie 6 lub 7, nawet nie chcę liczyć :D, i przetestowałam już wszystkie oprócz jednej (mlecznej z elastyną).

Olejek arganowy obecnie rządzi w produktach kosmetycznych. Muszę kiedyś wypróbować go w ''czystej'' postaci ;-) 


Maskę - czy raczej arganową kurację do włosów - można zamówić tutaj za jedyne 16 zł. Kosmetyki BingoSpa nigdy nie straszą ceną, to także w nich lubię :) Można szukać także w innych sklepach internetowych, lub stacjonarnie - np. w sklepach zielarskich. Jest na 100% w krakowskim Auchan w Bonarce, w ogóle jest tam dużo tych masek. Powinna być też w drogerii Jasmin w Krakowie. 

Opakowanie oszczędne w barwach ;) , ale mi się podoba. Pojemnik niczym się nie różni od wszystkich innych - jak zwykle 500 ml pojemności, dodatkowe wieczko. 


Konsystencja maski jest kremowa, nieszczególnie gęsta, ale przyjemnie się ją nakłada. 

Zapach jak w większości masek Bingo. Ja nie mam mu nic do zarzucenia, ale niektórzy go nie lubią.


Skład jest porządnie wypakowany w ekstrakty, a tytułowy olejek arganowy widnieje dość wysoko, co się chwali. Pisałam już o tym, że maski Bingo niewiele się różnią od siebie składowo - w zasadzie wszędzie wpychane są te same ekstrakty ;) W niektórych maskach jest ich po prostu więcej, w niektórych mniej. I tu również mamy rozmaryn, rumianek, arnikę górską, jasnotę białą, szałwię, nasturcję,sosnę zwyczajną, rukwię wodną, aloes i inne, oprócz tego kolagen hydrolizowany, proteiny jedwabiu, ekstrakt z mleka. 

Takie połączenie Jogurtowej Kuracji z olejkiem arganowym ;)

Sposób użycia:


Moje wrażenia:

Nie stosowałam się do wyżej podanego sposobu użycia. Moje włosy lubią różnorodność, ciągłe stosowanie tych samych masek sprawia, że się buntują. Arganowa kuracja używana od czasu do czasu dawała wspaniały efekt : włosy pięknie odbijały światło i były niesamowicie miękkie. Nie wiem, czy mam coś teraz w swoich zbiorach, co działa pod tym względem równie dobrze :) Może to właśnie działanie olejku arganowego. Uważam jednak, że maska trochę obciążała mi włosy, szybciej niż zwykle robiły się przetłuszczone. Być może nie powinnam jej nakładać zbyt blisko głowy. Nie mogę jednak znaleźć żadnych większych zarzutów w działaniu na włosy - wyglądały po niej zdrowo i ładnie, czyli tak, jak lubię ;) Nie zawiodła moich oczekiwań.


Zainteresował Was ten produkt? Może już macie i używacie? ;-)




czwartek, 19 września 2013

Aktualizacja włosów po miesiącu i ... po roku ;-)

Witam :-) Dziś mam dla Was miesięczną i roczną aktualizację włosów. Chomikowanie zdjęć na coś się przydaje ;-) 


Włosy na zdjęciu (prawo) po olejku Sesa Plus na noc, mycie Facelle, na długość odżywka grecka z malwą. 

Po urlopie wzięłam się mocno za włosy. Były nieco wysuszone i podniszczone. Zdecydowałam jednak, że na razie nie podcinam. Końcówki nie są w jakimś rewelacyjnym stanie, ale też tragedii nie ma i naprawdę chcę je choć trochę zapuścić ;-) Myślę, że gdzieś w zimie wybiorę się do fryzjera, chyba że wcześniej zaczną mnie wkurzać. 

Olejowałam je w zasadzie przed każdym myciem (zawsze Sesą Plus), byłam też regularna we wcierkowaniu. Używałam głównie aktywnego serum Babuszki Agafii i wody brzozowej. Jak miałam czas, wcierałam je rano i wieczorem. Efekty już są zauważalne - sterczące baby hair, trochę ciężkie do ujarzmienia ;) Mniej też wypadają. Poza tym piłam skrzypopokrzywę i siemię lniane, ale nie codziennie. Próbowałam też brać CP, ale szybko skończyłam kurację - o tym napiszę oddzielną notkę.
Zrobiłam sobie też wcierkę cebulowo-kawową zakonserwowaną wodą pokrzywową :D Użyłam jej dopiero kilka razy.

Jestem dość zadowolona z ich stanu, oczywiście nie urosły wiele przez miesiąc, ale taka już ich uroda ;)

Miło spojrzeć na roczną aktualizację, choć rzecz jasna zdaję sobie sprawę, że po roku mogłabym mieć o wiele większy przyrost. Bardzo często jednak podcinałam włosy. Dlatego teraz chciałabym to ograniczyć tak do 3 razy na rok, dla odświeżenia końcówek. 


Bardzo lubię mieć coraz dłuższe włosy, mimo że zdaję sobie sprawę, że cienkie z natury włosy nigdy nie będą wyglądały imponująco ;) Ale co tam :-P


Gdy szłam obadać drogerię Jaśmin, po drodze trafiłam na sklepik z gatunku ''wszystko po 2, 3, 4 zł''. Oczywiście weszłam, czasem można znaleźć coś naprawdę fajnego w takich sklepach ;) Kupiłam sobie taki milutki, mięciutki turban na włosy. Świetnie nadaje się do otulenia włosów, gdy chcemy potrzymać na nich dłużej maskę. Można też spokojnie w nim spać, gdy mamy naolejowane włosy i przeszkadza nam spanie bezpośrednio na poduszce. Już w sumie żałuję, że nie wzięłam dwóch ;), właśnie jeden do olejów, drugi do masek. Były w różnych kolorach, za 3 zł. Ale i tak tam wrócę, gdy będę się wybierać do Jaśmina zrealizować kupon z rabatem 20% ;)



A jak tam Wasze włosy przed jesienią? Ja zawsze mówiłam, że najlepiej mi się pielęgnuje włosy właśnie w miesiącach jesienno-zimowych ;) Jest więcej czasu, nie ma palącego słońca, długie wieczory sprzyjają wymyślaniu różnych kuracji.

Pozdrawiam ciepło, 
Klaudia


wtorek, 17 września 2013

Cynamon we włosach, czyli recenzja tureckiego szamponu.

W lipcu korzystając z promocji w Skarbach Syberii, zrobiłam małe rosyjskie zamówienie. Do koszyka wpadł m.in turecki szampon z Planeta Organica - miałam już przeogromną chętkę na któryś z szamponów z tej serii! Znudziło mi się już męczenie do bólu Facelle czy Babydreama, chciałam czegoś nowego i łagodnego do częstego mycia. 

Jak go oceniam po dwóch miesiącach częstego używania? Zapraszam do recenzji ;-)


Przepiękna szata graficzna, typowa dla Planeta Organica. Aż się chce wykupić WSZYSTKO i ustawić sobie na półce, żeby cieszyło oko ;-) Uwielbiam te buteleczki do tego stopnia, że nie wiem, czy dam radę je wyrzucić ;-D

Pompka stanowi dość wygodne rozwiązanie, bo buteleczki nie trzeba przechylać, ściskać, wytrzepywać, ale z drugiej strony nieco za mała ilość płynu się wydostaje. O ile w przypadku szamponu to nie stanowi problemu, bo używam go i tak w małych ilościach, to już z balsamem do włosów jest gorzej. Trzeba trochę ponaciskać, żeby wydobyć satysfakcjonującą ilość ;) Ale o balsamie innym razem.

Szampon ma pojemność 280 ml, więc jak dla mnie w sam raz. Cena nie zrujnuje nam kieszeni, waha się od kilkunastu do 20 zł, ja chyba w tej promocji kupiłam go za 11.90... Jak za tak naturalny i delikatny kosmetyk, cena jest świetna.


Wahałam się długo, który szampon wybrać, w końcu oczywiście skusiła mnie obietnica przyspieszenia wzrostu włosów widoczna na opisie :p Skład jest bardzo, bardzo przyjemny :


Dla mnie ten szampon jest bardzo łagodny, ale jeśli ktoś unika siarczanów, nawet tych łagodnych - niestety, ON tam jest ;) MLS. Ale za to przed nim mamy takie cudowności jak olej z liści eukaliptusa, olej z orzecha laskowego, goźdźik, wanilię, cynamon, grejpfrut ...

Opis działania:

Ten szampon stał się moim codziennym, stałym szamponem, zdradzanym co jakiś czas z czymś silniejszym do oczyszczania. Na początku podejrzewałam go, że przyczynił się do podrażnienia skóry głowy. Używałam go często w Chorwacji i miałam wrażenie, że to po nim swędzi mnie głowa. Po urlopie jednak problem zniknął, więc to była raczej wina słońca i słonej morskiej wody. 

Myje włosy bardzo dobrze, nieźle się pieni. Szampon papryczkowy z Love2mix był o wiele trudniejszy w pożyciu ;) Spodobało mi się w nim to, że już podczas spłukiwania piany czułam, że włosy są bardzo wygładzone. Zupełnie, jakbym użyła już odżywki ;-) Przy tym nie obciążał włosów, ale też nie mogłam liczyć po nim na puszystość - włosy były raczej gładkie. Tak jak wspomniałam, użycie czegoś silniejszego co jakiś czas było konieczne, bo włosy robiły się oklapłe. 

Liczyłam na wybijający się zapach grepfruta, ale nic z tego - cynamon przysłania wszystko ;-) Nie jestem fanką cynamonu, ale zapach mi nie przeszkadzał, a dla wielu osób na pewno będzie bardzo, bardzo przyjemny :) 

Nie wiem jednak, czy do niego wrócę, bo na pewno chcę spróbować innych z tej serii, może znajdę swoją perełkę ;-)



Dziś jesień pełną gębą, nie ruszam się z łóżka!





To ja ;-P





czwartek, 12 września 2013

Info dla Krakowianek - rosyjskie kosmetyki w drogerii Jaśmin!

Gdy zaczął się boom na rosyjskie kosmetyki, lubiłam sobie marzyć, że może kiedyś będą dostępne w popularnych drogeriach .... Na wyciągnięcie ręki, dotknąć, powąchać, kupić w promocji? :-D I chyba zaczyna się wreszcie coś dziać w tym kierunku! Pierwsza ruszyła drogeria Jaśmin, kto następny? ;-)

Oczywiście już wcześniej można było się natknąć na rosyjskie cudowności w sklepach zielarskich, w sklepach z naturalnymi kosmetykami itp. Ale w typowej drogerii to jeszcze ich nie było. Możecie sobie wyobrazić mój obłęd w oczach, gdy tam weszłam ... Od razu mnie zaatakowały, półka z nimi jest tak ustawiona, że wchodzi się i wpada na nie :-P Wyglądały tak ślicznie! Stałam i macałam wszystko, aż podeszła miła pani i powiedziała "'Jeśli interesują Panią rosyjskie kosmetyki, mamy jeszcze dział z kosmetykami do włosów i do twarzy'' :-D (okazało się, że stoję przy dziale ''do ciała'' i myślałam, że to już wszystko'' ;)

Zanim przejdę do zdjęć pięknej jakości, konkrety : to drogeria Jaśmin na ul. Długiej 76. Wydaje mi się, że nie wszystkie ich drogerie zostały tak wyposażone w rosyjskie kosmetyki. Np. w mieście, w którym mieszkam, nie ma w Jaśminie po nich śladu. Nie wiem, czy mają plany wprowadzić je do wszystkich swoich drogerii. Byłoby fajnie, ale i niebezpiecznie mieć je tak blisko ;-D


Ogólnie ... szał :P Jest wszystko, co najlepsze :D Szampony i balsamy Babuszki Agafii, popularne maski, w tym oczywiście drożdżowa, ampułki stymulujące wzrost włosów, na dolnej półce chyba WSZYSTKIE szampony i balsamy Natura Siberica. 


Szampony Love 2 mix i chyba dwa rodzaje masek ... Ślicznie wyglądały :p Koło nich maska z awokado, miałam ją i jest świetna. Za nią były wszystkie maski Planeta Organica  :))


Szampony Planeta Organica. Nie mogę sobie teraz przypomnieć, czy były też wszystkie balsamy ...

Ogólnie .... Było tego zdecydowanie ZBYT dużo :D Powinien być jeden szampon i balsam do wyboru :-D A tak całkowicie zgłupiałam, stałam i nie wiedziałam, co z tym wszystkim zrobić ;) Były też wszystkie mydełka Agafii - czarne, białe, kwiatowe ... 

A jak ceny, zapytacie? No więc - bardzo, bardzo korzystne. W zasadzie bardzo zbliżone do tych w sklepach internetowych, tylko tu oczywiście odpada przesyłka ;) Nie było nic absurdalnie zawyżone. Szampony i balsamy NS były po 30 zł (albo 24.99? kurczę, już nie pamiętam), szampony Love 2 mix jakoś 17,18, maski PO chyba po 30 zł.  Pan z obsługi powiedział, że seria NS prawdopodobnie pójdzie w górę, że tę partię kupili jeszcze po niższej cenie. Pomyślałam, że jeśli dalej będzie takie zainteresowanie tymi kosmetykami, to ceny zdecydowanie się zmienią na gorsze ...

Poza tym rozbawiły mnie słowa pana z obsługi, który mówił, jak ogromne jest zainteresowanie tymi kosmetykami, że włosomaniaczki i blogerki się zlatują i informują nawzajem :-D Był nieźle zorientowany, zachwalał szampon neutralny, maskę drożdżową, znał hity ;-) 

Ale, ale, co w końcu wzięłam? 


Odżywka rokitnikowa Planeta Organica. Szczerze - ostatnia rzecz, o której myślałam, że kupię ;) Nie miałam jej na liście, ani nic w tym stylu. W sumie chciałam wziąć szampon z papryczkami z Love, ale uznałam, że nudno tak kupować coś, co już miałam. Sprzedawca ją bardzo zachwalał, że świetnie nawilża itd. Poza tym była jednym z tańszych kosmetyków - tylko 17.99. 




Ma dość prosty skład. Bardzo ładnie pachnie i podoba mi się ''energetyczna'' butelka ;-) Z tego co się zorientowałam, nie ma o niej zbyt dużo opinii w Internecie ...

Przy płaceniu dostałam też kupon do wykorzystania - 20% zniżki na cały asortyment ;) Jest motywacja, żeby wpaść tam znowu :-D


Aha, w tej drogerii znajdziecie również większość masek BingoSpa i inne kosmetyki z tej marki :) Ogólnie świetnie wyposażona drogeria!













środa, 4 września 2013

Chiński odpowiednik Tangle Teezer'a za grosze!

Hity blogosfery różnego rodzaju działają na mnie w większym lub mniejszym stopniu - czasem tak jak wszyscy na coś choruję (np. rosyjskie kosmetyki, nadal mi nie przeszło :p), a czasem dla kontrastu - zero zainteresowania. Z Tangle Teezer zdecydowanie było to drugie. Nawet morze pozytywnych recenzji nie zmieniło mojego obojętnego nastawienia. Wynikało to z dwóch powodów. Po pierwsze, wg mnie bardzo wysoka cena, nie wyobrażałam (nadal nie wyobrażam) sobie dać tyle za szczotkę. Po drugie, moim włosom można wiele zarzucić, ale na pewno nie mam problemów z ich rozczesywaniem. Nie znam kłopotów z rozplątywaniem kołtunów. W zasadzie włosy rozczesuje palcami po umyciu - zawsze są po jakiejś masce, więc tym bardziej nie stawiają oporu. Nie czułam więc potrzeby zakupu szczotki, której główną zaletą było zminimalizowanie problemu rozczesywania, skoro taki kłopot u mnie nie występował ;)

No, ale zawsze jest jakaś ciekawość typu co inni w tym widzą ... Dlatego też poczułam nieprzepartą chęć zakupu chińskiego odpowiednika TT  po przeczytaniu posta Ani http://www.aniamaluje.com/2013/08/tangle-teezer-orygina-i-odpowiednik-za.html.

Wg Ani nie ma żadnej różnicy w działaniu! Posiada oryginalny TT, więc wie, co mówi ;) Osobiście widziałam dziś oryginalny TT przy spotkaniu z koleżanką i naprawdę ... Wyglądają identycznie. Byłabym mocno wkurzona, gdybym wydała 50 zł, a potem zobaczyła coś identycznego za 5 zł... ;-) No ale, napisu Tangle Teezer nie ma :D Szczerze, to myślałam, że TT jest porządniej wykonany.

Moja chińska podróba wygląda tak: :p 


W transporcie powyginały się nieco ząbki, ale nie przykładam do tego szczególnej wagi. I tak będzie się walała po torebce przygnieciona stertami rzeczy, znając mnie ;-D


Jest leciutka, trochę dziwnie mi się czesze czymś bez rączki, ale się przyzwyczaję. Ząbki są dość ostre, aż mnie to zdziwiło. Moja stara sfatygowana szczotka jest mięciutka ;)

Wiem, że mogą się podnieść głosy, że oryginalna TT jest z pewnością lepsza, porządniejsza, wytrzymalsza i nawet nie będę się spierać - bo jej nie miałam. Według Ani i mojej koleżanki (której zawdzięczam szczotkę, bo niektórzy nie potrafią ogarnąć e-baya itd :p) różnicy nie ma. Ten post nie powstał jednak po to, żeby odradzać zakup oryginału - to raczej propozycja dla tych niekasiastych jak ja, chcących wypróbować coś bardzo podobnego :)) Kosztuje grosze, przesyłka jest darmowa, więc w zasadzie nic się nie traci.


Skoro o tanich rzeczach dziś mowa, kupiłam sobie jeszcze takie cienie:



Za całe ... 5 zł :p Wiem, że pewnie będą tragiczne, ale spodobały mi się kolorystycznie! Zwłaszcza niebieskie odcienie. Były jeszcze dwie paletki - jedna w odcieniach szarości, druga brązu. Jeśli się okażą w miarę dobre jakościowo, a oczy nie spuchną mi jak bania .. dokupię :D



;-)

Co sądzicie o tej szczotce? Ktoś zamawia? ;-)