piątek, 28 grudnia 2012

Czekoladka z papają od BingoSpa :)

Dziś recenzja ostatniego z produktów z BingoSpa otrzymanego w ramach współpracy. Wiem, że pewnie wielu osobom już się przejadło czytanie o jednych i tych samych produktach (niestety Bingo zbyt okroiło możliwość wyboru), ale dobrą wiadomością jest, że w III edycji współpracy ma być nieco szerszy wybór. Mam nadzieję, że będzie coś ciekawego, choć żeby trafiło się coś do włosów, czego nie mam, to raczej trudna sztuka ;-)


Serum znajduje się w niewielkim, zgrabnym pojemniczku. Jest dobry do przewożenia, dlatego wzięłam go na Święta do rodzinnego domu ;-) Nie zajmuje zbyt wiele miejsca i ma solidną nakrętkę, która nie robi numerów pt. ,,odkręcę się sama z siebie’’. Wizualnie mi się podoba :)

Sposób użycia:


Konsystencja w pojemniczku wydaje się dość gęsta, ale na ciele czuję jakbym rozsmarowywała delikatną piankę ;) Przyznam, że taki leciutki kremik bardzo mi się spodobał. Oczywiście serum nie daje dużego nawilżenia, ale od tego mam różne masełka. Coś lżejszego również się przyda, zwłaszcza, że moja skóra nie jest zbyt wymagająca. 


Bardzo szybko się wchłania, skóra robi się mięciutka i dopieszczona :)

Zapach : kompozycja zapachowa, trzeba przyznać …intrygująca! Bo żeby czekolada z papają? Byłam bardzo ciekawa końcowego rezultatu … Gdy odkręciłam wieczko, zapach, szczerze mówiąc, mnie nie powalił. Wydał mi się po prostu dziwny. Chłopak, zaciekawiony moimi paczuszkami, również pokręcił nosem … :P Dobrą wiadomością jest to, że później zaczął mi się podobać i teraz smaruje się nim z przyjemnością :) Trudno mi go w sumie określić, to taka słodkawa mieszanka, troszkę czekolada jest wyczuwalna, ale nie jest to taki ,,oczywisty’’ zapach czekolady.


Skład :

Powalający to on nie jest, bo i parafina i silikony i wszystko ''zaparabenowane'' ;), ale masło kakaowe w sumie na czołowym miejscu! 


Dla zainteresowanych opis producenta : 

Poczuj radosny i fascynujący aromat dojrzałej papai.
Serum BingoSpa sprawi by pielęgnacja Twojej skóry stała się niezapomnianą chwilą, chwilą na którą z niecierpliwością czekasz, chwilą, którą pragniesz, by trwała bez końca... dzięki czekoladzie.
Ziarno kakaowca - Theobroma cacao - z którego powstaje czekolada zawiera wielecennych dla skóry substancji, posiada zdolność zmiękczania skóry.
Poza tym wykazuje działanie odmładzające i odświeża skórę, skutecznie likwiduje suchości skóry. Antyoksydanty, czyli składniki spowalniające proces starzenia się skóry, znajdujące się w czekoladzie, zapobiegają rozwojowi wolnych rodników, które wpływają na utratę przez skórę kolagenu, elastyny i innych protein.
Składniki czekoladowego serum BingoSpa drenują i pobudzają metabolizm komórkowy, regenerują i działają kojąco. Te wyjątkowe właściwości zawdzięczamy obecności w ziarnie kakaowym różnorodnych substancji, z których najważniejsze to:
psychoaktywne – ß-fenyloetyloamina, tryptofan, anandamid,
nawilżające i detoksykujące – kofeina i teobromina
antyoksydacyjne i ochronne w stosunku do komórek skóry – polifenole, głównie flawonoidy i kwasy fenolowych
Wyjątkowe, czekoladowo - papajowe serum BingoSpa do pielęgnacji ciała o aksamitnej konsystencji i kuszącym zapachu rozpieści Twoją skórę i zmysły.



Podsumowując - miłe smarowidło, ale nie wykazało się też niczym aż tak szczególnym, żebym chciała kupić następną sztukę. Na plus piankowa konsystencja - nie spotkałam się nigdy z taką - i błyskawiczne wchłanianie. Skład mógłby być lepszy ... ;)

Dostępność, cena  - http://www.bingosklep.com, 16 zł za 150 gr.



Nie cierpię w domu pisać notek, liczę, że po powrocie troszkę obudzę bloga, bo ostatnio przez Święta zamarł ;) Mam nadzieję, że jesteście najedzone po uszy, oglądacie swoje prezenty i miło spędzacie czas ;-) 

Pa!





sobota, 22 grudnia 2012

O kolagenie do ciała z BingoSpa słów kilka :)

W II edycji współpracy z BingoSpa miałam okazję przetestować dwa smarowidła do ciała – jedno z nich to właśnie tytułowy kolagen, o drugim przeczytacie niebawem :) Nie miałam wcześniej styczności z ich produktami do ciała, dominowały zdecydowanie te włosowe kosmetyki ;-)

Jak wypadło moje spotkanie z Bingowym kolagenem..?



Zacznę może od minusów. Będzie to oczywiście opakowanie. Nie jest to pierwszy raz, kiedy opakowania z BingoSpa średnio zdają egzamin (np. nalepka łatwo się odlepia, albo są po prostu niefunkcjonalne). Jeśli chodzi o stronę wizualną – moim zdaniem jest wszystko ok. Prosta, smukła,  przeźroczysta buteleczka z białą nalepką może szału nie robi, ale całkiem ładnie wygląda na półce. Problem zaczyna się, gdy chcemy zaaplikować zawartość z owej buteleczki na ciało …  Trzeba trzepać ;-) Konsystencja jest dość gęsta i wcale nie wyłazi tak łatwo (albo wyleci zbyt dużo, zdarzyło mi się to trylion razy). Im bliżej dna, tym wiadomo jeszcze trudniej. A potem pozostaje chyba tylko rozciąć opakowanie.  Myślę, że o wiele lepszym rozwiązaniem byłaby tu butelka z pompką.


To, co najprzyjemniejsze w tym kosmetyku to zapach. Nie jestem w stanie porównać go do czegokolwiek, jest jedyny w swoim rodzaju :). Świeży, przyjemny, nienachalny. Najlepsze, że na początku wcale mi się jakoś specjalnie nie podobał, a potem z każdym użyciem coraz bardziej się nim rozkoszowałam :D Magia!

Konsystencja w butelce wydaje się dość gęsta, zbita, ale po rozprowadzeniu na ciele okazuje się leciutka, delikatna, nie pozostawia żadnego tłustego filmu. Trochę jak serum, szybko się wchłania, skóra jest leciutko nawilżona, ale nie jest to efekt wow, nie utrzymuje się też zbyt długo. Moim zdaniem kolagen Bingo bardziej pasuje na wiosnę, niż zimę, gdy skóra potrzebuje mocniejszego nawilżenia. 



Rzut oka na skład :



Nie jest szczególnie urzekający – znajdziemy trochę estraktów (w drugiej połowie składu, tam też tytułowy kolagen) m.in. z aloesu, lnu zwyczajnego, rumianku ; ale jest też niestety parafina -  dla niektórych zapychająca, silikony, propylene glycol, na końcu parabeny. Moooogłoby być lepiej ;-) Na szczęście jeśli chodzi o balsamy do ciała, nie jestem składową fanatyczką.

Trochę od producenta:

Kolagen do ciała BingoSpa dzięki lekkiej konsystencji i wyjątkowo aktywnym składnikom, poprawia kondycję skóry, zapewnia jej piękny i atrakcyjny wygląd. 


Po 25 roku życia, w komórkach skóry zaczyna ubywać kolagenu, słabną włókna kolagenowe powodując utratę jędrności i elastyczności, pojawiają się zmarszczki. Aby utrzymać skórę w doskonałej kondycji, zachować jej zdrowy i młodzieńczy wygląd, należy dostarczać jej kolagenu. Kolagen BingoSpa sprawia, że skóra staje się gładka i sprężysta, promieniejąca młodzieńczym blaskiem. 
Kolagen do ciała BingoSpa do codziennej pielęgnacji, doskonale się rozprowadza i szybko wchłania, bez niemiłego uczucia lepkości. Pozostawia skórę jedwabiście gładką, odprężoną i pachnącą*.




*Pod ostatnim zdaniem mogę się podpisać ;-)

Nie mam wiele do zarzucenia temu kosmetykowi - uprzyjemnił mi wiele wieczorów ;-) Cudów nie można po nim oczekiwać, ale pozostawia skórę gładką i delikatną w dotyku, no i ten zapach! Osobiście bardzo przypadł mi do gustu. Wydajność nie jest zła, kolagen tak łatwo się rozprowadza po ciele, że wystarczy nałożyć niewielką ilość. 

Pojemność : 300 ml, cena : 12 zł, dostępność : http://www.bingosklep.com



Dobranoc!

wtorek, 18 grudnia 2012

Odżywka stymulująca w pudrze – recenzja Kapoor Kachli.

O odżywkach w pudrze już kiedyś czytałam, słyszałam, ale nie miałam okazji przekonać się o ich działaniu na włosy. Przyznam, że nieco odstraszała mnie myśl o konieczności przygotowywania takiej odżywki - mieszania ją z wodą/inną maską itd. – to zawsze bardziej pracochłonne niż zwyczajowe wyciśnięcie produktu na dłoń i nałożenie na włosy ;-)  Ale kiedy pani Małgorzata z helfy zaproponowała mi testowanie takiej właśnie odżywki, nie wahałam się – uznałam, że to w końcu sposobność,  żeby przekonać się na własnych włosach czy warto ;-)

A czy było warto … Zapraszam do recenzji ;-)

Co się kryje w ogóle pod tajemniczą nazwą Kapoor Kachli?

Kapoor Kachli -  jest odmianą twardego imbiru, rośliny rosnącej na wys. ok. 1 metra. Ma dosyć duże szerokie liście i bardzo ładne, delikatne kwiaty. I tak jak sama roślina jest niesamowita, tak niesamowite jest jej działanie. Ekstrakt z tej rośliny ma silne działanie antybakteryjne i przeciwgrzybicze, wpływa pozytywnie na  funkcjonowanie makrofagów, leczy niestrawność żołądka i biegunkę. Wpływa korzystnie na skórę, pobudza włosy do szybszego wzrostu, odżywia cebulki, powodując, iż rosnące włosy są gęstsze i grubsze.

Źródło


Puder zamknięty jest  w niewielkim kartoniku. Woreczek zdecydowałam się przeciąć od boku, bo przy bardziej stanowczym ucięciu przy moim szczęściu wszystko by mi się wysypało ;-) Ogólnie teraz myślę, że powinnam go przesypać do jakiegoś pojemniczka i wyjmować łyżeczką, byłoby z pewnością wygodniej.


Zapach … Hmm ;-) Specyficzny! Nie mogę powiedzieć, że mi się podoba, ale też nie odstrasza mnie od używania. Utrzymuje się na włosach, jest na tyle intensywny – trzeba się na to przygotować. Oczywiście można kombinować z zapachem, dodając  do niego jakiejś ładnie pachnącej odżywki/maski – powinna zneutralizować jego indywidualny aromat :D

Od producenta i sposób użycia :


Skład:



Przygotowanie odżywki:

Przy pierwszym użyciu zdecydowałam robić wszystko tak, jak zaleca producent – wymieszałam ją tylko z wodą, po umyciu włosów nałożyłam na skórę głowy i na całe włosy. Efekt? Byłam zaskoczona, bo czułam, jakby obietnice na opakowaniu spełniły się od razu – włosy wydawały się grubsze, było ich wizualnie więcej. Spodobało mi się to, ale nie obyło się bez minusów – lekkie wysuszenie włosów. Szczególnie odbiło się to na końcówkach,  zrobiły się suche, szorstkie, nieprzyjemne. Ale szczerze mówiąc, czułam, że tak się skończy rozmieszanie jej z samą wodą. Moim zdaniem w wypadku odżywek w pudrze niezbędne jest jej połączenie z jakąś fajną, nawilżającą maską o dość gęstej konsystencji. Aplikacja jest wtedy przyjemniejsza i łatwiejsza.

Stosowałam ją zawsze po umyciu włosów, pod czepek i ręcznik na ok. 20-30 minut.

Od tego czasu eksperymentowałam już z różnymi łączeniami, całkiem fajny efekt uzyskałam z organiczną maseczką awokado, o której już kiedyś pisałam. Zadowolona byłam także z odżywki Organicum. Ma co prawda trochę za rzadką konsystencję, ale za to śliczny zapach oranżadki w proszku – idealny dla przytłumienia Kapoor :D


 A tak wyglądały poszczególne etapy bawienia się z odżywką w pudrze...


1) wsypanie proszku (około łyżki) do miseczki z wodą
2) dodanie odżywki Organicum
3) uzyskana konsystencja - zdecydowanie zbyt lejąca!

Skoro tak, to dodałam jeszcze trochę innej, gęściejszej maski i wreszcie uzyskałam coś bardziej zdatnego do nałożenia na głowę:


Kolor może nie jest atrakcyjny, ale nie czepiajmy się szczegółów! ;-D




Moje wrażenia : Jesień i zima to często trudny czas dla włosów – najczęściej wszyscy się wtedy skarżą na ich wzmożone wypadanie. Mnie to też nigdy nie omijało, ale nie w tym roku : ) Odkąd moja pielęgnacja stała się bardziej świadoma, włosy także ‘’trzymają się głowy’’ ;-) Kapoor Kachli był jednym z kosmetyków, po które często sięgałam w ostatnim czasie i sądzę, że miał również wpływ na wzmocnienie włosów.  Choć i tak więcej zawdzięczam olejkowi Bhringraj ;-) Mam teraz mnóstwo nowych włosów, sterczą z przedziałka jak szalone, ale to raczej zasługa całościowej pielęgnacji, nie tylko jednego produktu.  Ogólnie włosy też teraz rosną mi szybciej.  Odżywka w pudrze ma swoje plusy i minusy – cudownie działa na skalp, włosy od nasady są odbite i bardzo, bardzo błyszczące, ale  – może wysuszać włosy,  zwłaszcza, gdy mieszamy ją tylko z wodą. Myślę, że najlepiej po nią sięgać góra 2 razy w tygodniu (to też zależy, jak często myjemy włosy) i zawsze łączyć z jakąś dobrą nawilżającą maseczką.  Spodobała mi się na tyle, że mam ochotę spróbować innych tego typu odżywek :)

Dostępność : sklep helfy, cena 12 zł za 50 gramów. Cena nie jest duża i wydaje mi się, że warto spróbować, czy taka forma pielęgnacji spodoba się naszym włosom : ) Do wyboru są także inne odżywki – np. Maka, Amla, Kalpi Tone.

Dobrej nocy!













Alverdowy prezent na Święta!

Cześć ;-) Recenzję odżywki z pudrze przekładam na później, teraz chciałam tak szybciutko napisać o moich najnowszych zakupach :D Myślałam, że dam sobie już spokój z kosmetykami do końca roku, ale jak można wytrzymać w takim postanowieniu, jak Red Lipstick organizuje na swoim blogu sklepik Alverde-Baleowy? ;-) Jak tylko się o tym dowiedziałam, wiedziałam, że na coś się skuszę, w końcu rzadko zdarza się taka okazja! Nęciło mnie sporo, sporo rzeczy, ale w końcu postawiłam na dwie odżywki do włosów i malinowy balsam do ust z Balea. Zbyt słodko wyglądał, żebym mogła go nie wziąć.



Kupiłam odżywkę z morelą i kwiatem cytryny oraz  z brzozą i z szałwią.


Składy :



Malinowy balsam podobno nie ma super właściwości nawilżająco-pielęgnujących, ale co z tego :D


Dzięki uprzejmości Red Lipstick mogłam je odebrać osobiście w Krakowie ;-) ( a ściślej wysłałam chłopaka, bo ja byłam w pracy :D). Dzięki jeszcze raz!

Zapraszam Was do jej sklepiku, jest tyleee fajnych rzeczy! Niestety odżywki zagarnęłam ja ;-)
Dam znać, jak się będą sprawować :)







piątek, 14 grudnia 2012

''Stacjonarne'' spotkanie z BingoSpa - zaskoczenie! :D

Korzystając z wolnego dnia przed pracującym weekendem, poszwendałam się nieco po sklepach. Zaowocowało to kupnem dwóch sweterków (to nic, że wybrałam się po torebkę i balerinki i wróciłam bez nich, to nic) i odkryciem sklepu, gdzie mają MNÓSTWO kosmetyków BingoSpa. Jak wiecie, zobaczenie ''na żywo'' tych kosmetyków graniczy z cudem, a jeśli już się na nie natkniemy np. w Tesco czy Auchan, nie są to zbyt oszałamiające ilości. Dlatego się trochę podnieciłam, zwłaszcza, że połowy z nich nigdy nie widziałam. To jest zwyczajny sklep, przypominający trochę hurtownię, na ziemi leżały proszki do prania i płyny do płukania, dużo typowo drogeryjnych produktów, a w samym środku tego Bingo :D



U góry różne sole i płyny do kąpieli.

Maaaski do włosów ....



Było 40 aktywnych składników, 12 ziół, spirulina i keratyna.....



.... mleczna z elastyną, i co mnie zaskoczyło - nawet kuracja kolagenowa i jogurtowa! 

Jeśli chodzi o ceny, były odrobinę wyższe niż w sklepie internetowym - te maski po 12 zł były za 14, ale już kuracje profesjonalne były jak na stronie po 28zł. Kurczę, wahałam się nad tą kuracją jogurtową, ale pożałowałam kasy, poza tym - kolejna maska i to litrowa! Wolałabym kupić z kimś na pół :)

Oprócz tego były też Kallosy i inne maski, którymi się nie zainteresowałam bliżej.


Chciałam sobie kupić grejpfrutową sól do kąpieli - pięknie pachniała i kosztowała jedyne 6 zł! - ale w moim portfelu nie było nawet tyle, jak zaczęłam grzebać :D Wrócę po nią kiedyś, sklep nie zniknie ;) To ta na dole pierwsza po lewej :)







Dużo produktów do stóp :-P

Po gapieniu się i oglądaniu wszystkiego, wyszłam z niczym. Ale  z miłą myślą, że jakbym zatęskniła za którąś maską, nie muszę zamawiać internetowo :) 

W kolejnej notce recenzja maski w pudrze Kapoor Kachli  ;-) 

Dobrego wieczoru!







czwartek, 13 grudnia 2012

Narzekania, że jest ciemno i zimno, czyli trochę pisaniny o niczym :D

Ostatnio zauważyłam, że na moim blogu pojawiają się same recenzje i absolutnie tak nie może być, bo się zanudzicie, a ja razem z Wami :D Tzn. nie zrozumcie mnie źle - bardzo lubię pisać recenzje, zwłaszcza kosmetyków, które mnie zafascynowały, ale wiem, że dla czytelnika na okrągło robi się to nudne :) Dlatego dziś taki post o wszystkim i o niczym.

Na początku chciałam się zapytać, czy podzielacie moją chandrę związaną z tym, że o godzinie 16 - a nawet wcześniej! - robi się już całkiem ciemno! Wiem, że to naturalne o tej porze roku, ale coś się we mnie buntuje :-P W takich chwilach chciałabym mieszkać w jakimś ciepłym miejscu, zwłaszcza jak taka Eve robi zdjęcia kosmetyków na tle lazurowego nieba z białymi chmurkami :D Ech... Ja chcę na urlop! Powzięliśmy z chłopakiem poważną decyzję o odkładaniu pieniędzy na jakieś fajne wakacje - mam nadzieję, że nam wyjdzie ;-)



Niestety, to już aktualne. Coraz ciężej zwlec się rano z łóżka, a dni są bure i nieprzyjemne. 
Trzeba poprawiać sobie humor czym się da, więc ja poprawiłam sobie ślicznym ciepłym sweterkiem o miętowym kolorze, ozdobionym kokardkami na plecach. 




Ciężko mi było zrobić dziś sensowne zdjęcia, dlatego posiłkuję się zdjęciem z Internetu

Baardzo go polubiłam i nabrałam jeszcze większej ochoty na zakupy - zwłaszcza, że rozwaliły mi się niemal jednocześnie balerinki i torebka, mam więc pretekst ;) 


Oprócz tego jestem trochę zła, że ominął mnie Dzień Darmowej Dostawy - nie miałam o tym pojęcia, a dowiedziałam się w okolicach 23, jak już wróciłam z pracy i usadowiłam się przed laptopem. Trochę za późno na zakupy, tak późna godzina mogłaby zakończyć się nierozważnymi decyzjami typu - kup wszystko! ;-) Szkoda, bo miałam ochotę na coś rosyjskiego i jakąś maskę z BingoSpa, której jeszcze nie miałam. Obeszłam się smakiem, a teraz muszę podziwiać Wasze łupy z tego dnia ;)

Mój dzisiejszy wypoczynkowo - regenerujący plan na wieczór to chipsy plus najnowszy odcinek Chirurgów, a potem małe włosowe SPA - maseczka Kapoor Kachli już przyszykowana do nałożenia ;-)


Pozdrawiam Was ciepło! :)


Ps. Czy ktoś z Was wie, dlaczego zaczęły mi się wyświetlać jakieś reklamy u góry bloga? Nigdy nic się nie pojawiało! Czy mogę jakoś na to wpłynąć?

sobota, 8 grudnia 2012

Złoto we włosach ... Recenzja ajurwedyjskiej maski.

Halo :) Wzięłam się ostro za pisanie zaległych recenzji. Tym razem zapoznacie się z moją opinią na temat złotej ajurwedyjskiej maski do włosów z firmy Planeta Organica, którą z lubością używałam przez ostatni czas. 


Rosyjska maska z indyjskimi ziołami ... No nie :D Wprost idealne połączenie ;-)

Maski z Planeta Organica uwiodły mnie od razu, gdy zobaczyłam je w ofercie sklepu kalina.  Do wyboru mamy jeszcze maskę tajską (wygląda cudownie!), marokańską  i toskańską . Wszystkie z bogatymi, odżywczymi składami i ślicznymi opakowaniami :) Nie ukrywam, że chciałabym przetestować każdą! 
Ich cena to 29 zł. 

Ale wracając do naszej złotej maski. Liczyłam na jej dobre działanie, bo moje włosy lubią indyjskie zioła i oleje. Byłam bardzo ciekawa zapachu, czy jest mocno odurzająco-kadzidlany, czy taki do zniesienia. Okazało się, że czuć wyraźnie charakterystyczny indyjski aromat, ale nie jest ogromnie intensywny. Czuć go delikatnie na włosach po umyciu. Uważam, że jest do zaakceptowania, ale to już indywidualne odczucie.


Konsystencja nie jest bardzo gęsta, ale też nie należy do tych lejących. Raczej delikatna, kremowa. Maska ma piękny złoto-brązowy kolor, od razu byłam ciekawa, czy znajdzie to jakieś odbicie na włosach ;-)


Chyba widać złote drobinki. Maska lubi ''uciekać'' z palców podczas nakładania na włosy.



Pojemnik jest solidny, wygodny. Maseczka nie posiada dodatkowego zabezpieczenia w postaci wieczka. Na szczęście dotarła do mnie w dobrym stanie :) Ma 300 ml pojemności. Nie zaliczam jej do superwydajnych, bo nakładam ją dość dużo. Charakteryzuje się ''wsiąkaniem'' we włosy, przez co nie wiem, czy już dość, czy dokładać kolejną porcję :D

Sposób użycia : Ja jak zawsze na ok. 15-30 minut, zarówno na włosy jak i skórę głowy. Nie odnotowałam obciążenia. Producent pisze o 5-10 minutach. 


Opis maski wkleję ze strony kaliny, gdyż nalepka otacza całą maskę dookoła, więc trudno było zrobić jedno całościowe zdjęcie ;) Przy okazji trochę o składzie:

Gęsta złota maska do włosów stworzona na bazie indyjskich ziół, wykorzystywanych w starej ajurwedyjskiej nauce dla przywrócenia włosom piękna i zdrowia.
Organiczny olej drzewa Nim (Miodla Indyjska) bogaty jest w witaminę E i niezbędne aminokwasy, co sprawia że ma on silne działanie nawilżające, odżywcze i regenerujące. 
Czerwony Sandałowiec dodaje wytrzymałości i stymuluje rozwój włosów.
Centella Asiatica zawiera Asiaticoside, który wykazuje silne działanie antyoksydacyjne, poprawia krążenie, wzmacnia cebulki włosowe.
Owoce Acai zawierają wszystkie znane witaminy i minerały. 
Taka ilość pożytecznych witamin nie występuje w żadnym innym owocu.
Jagody Acai nasycają skórę głowy witaminami, regenerują strukturę włosa.


Jak widać, skład jest ładny, na początku same oleje i ekstrakty :) Zawiera także łagodny silikon,   łatwozmywalny - Amodimethicone. Znajduje się jednak na tyle w składzie, że nawet zagorzałe przeciwniczki silikonów nie powinny się przejmować ;-D

Moje wrażenia ... 
Maska zdała egzamin i robi z włosami, to co lubię. Nadaje pięknego blasku, to chyba jej największy plus. Złoto we włosach ;-) Lubię ją nakładać na skórę głowy, bo widzę, że dobrze jej to robi - nawilża, włosy u nasady wyglądają bardzo zdrowo. Nie wygładza, raczej sprawia, że włosy są bardziej puszyste (nie napuszone!). Robią się bardzo mięciutkie. Czy faktycznie wzmacnia włosy? W listopadzie nie odnotowałam żadnego znaczącego wypadania, ale używałam wielu produktów, więc to nie tylko jej działanie. Ogólnie jednak polubiłyśmy się. Nie lubię w niej może jedynie lekkiej konsystencji, która powoduje to uciekanie z palców, ale wybaczam :D


Kilka słów o Planeta Organica - mają piękne kosmetyki, warto popatrzeć ;-)

PLANETA ORGANICA...
PLANETA ORGANICA otwiera dla Was tajemnice i rytuały piękna, które narodziły się w różnych zakątkach świata.
Ponad 30 krajów świata podarowało kosmetykom PLANETA ORGANICA swoje stare tradycje i receptury pielęgnacyjne, liczące nawet ponad 2000 lat.
PLANETA ORGANICA pomaga stworzyć w domowym zaciszu prawdziwe SPA, usunąć napięcie dnia codziennego.
W różnych miejscach kuli ziemskiej PLANETA ORGANICA znalazła najlepsze, wartościowe składniki, posiadające wyjątkowe właściwości, maksymalnie naturalne i bezpieczne.
PLANETA ORGANICA jest stworzona by podkreślić i zachować naturalne piękno każdej z nas.

Główne zalety serii PLANETA ORGANICA:
·         Kosmetyki nie zawierają SLS, parabenów, substancji modyfikowanych genetycznie oraz substancji pochodzących z przerobu ropy naftowej.
·         Olejki i ekstrakty organiczne posiadają certyfikaty niezależnych międzynarodowych instytucji certyfikujących ECOCERT i ICEA.
·         17 unikatowych olejków.
·         Tradycyjne receptury z 37 krajów świata.
·         5 receptur ma już ponad 2000 lat.
·         26 kosmetyków w 100% składa się ze składników naturalnych.
·         60% kosmetyków powstało na bazie olejków eterycznych.

OOO PIERWOJE RESHENIE jest wyłącznym dystrybutorem produktów firmy OOO Planeta Organica.

                                                                            Źródło







czwartek, 6 grudnia 2012

Faworyt miesiąca – olejek Bhringraj.

Ostatnio było  o niewypale miesiąca, dziś więc dla równowagi trochę zachwytów :) O oleju Bhringraj już wspominałam na blogu – byliśmy nierozłączni w listopadzie, tylko on towarzyszył mi w rytuale olejowania ;-) Chciałam przekonać się o jego właściwościach, dlatego nie stosowałam go zamiennie z innymi olejami. Nie zawiódł mnie w żadnym calu :) Zapraszam do recenzji!



Bhringraj zamknięty jest w 200 ml buteleczce z bardzo praktycznym zamknięciem i niewielkim otworkiem. W przypadku olejów cenne jest by posiadał jak najmniejszy otwór w celu dozowania produktu. Zdążyłam się już nauczyć, że przesadzanie z ilością oleju jest kompletnie niepotrzebne.


Wizualnie olejek bardzo mi się podoba, chyba każda z nas chciałaby mieć taką gładką taflę jak pani na zdjęciu :D

Konsystencja : nie mamy do czynienia z jakimś superciężkim olejem. Bhringraj wyróżnia się spośród testowanych przeze mnie olei tym, że ma bardzo lekką konsystencję. Oczywiście nadal jest to olej ;-) , ale nie mam wrażenia bardzo ciężkich, tłustych włosów po jego nałożeniu. To samo zauważam podczas zmywania go z włosów – da się tego dokonać każdym szamponem, nawet najdelikatniejszym. Bardzo łatwo zmywa się go z włosów -nie wiem, włosy po nim nie są takie strasznie tłuste, tylko bardziej gładkie ;)



Olej jest na bazie kokosa, więc łatwo się domyślić, że jest w postaci stałej. W jego przypadku to wręcz skała, wydaje się, że jest nie do roztopienia ;-) To jednak tylko wrażenie – rozpuszcza się dość szybko. Polecam położenie go na kaloryferze, nie zniszczy nam się tak szybko nalepka jak w przypadku rozpuszczania go w kubku z gorącą wodą.

Tak wygląda w środku :


Używałam go przeważnie na całą noc, ale zdarzało się też na kilka godzin. Lądował na moich włosach 3-4 razy w tygodniu, to zależało od okoliczności ;-)

W postaci stałej jego kolor jest jasnozielony, ale rozpuszczony ma piękny ciemnozielony kolor, niemal wpadający w czarny :)


Od razu można zobaczyć zużycie po ponad miesiącu użytkowania. Jak widać - naprawdę  niewielkie, olej jest superwydajny ;-)


Skład ma bogaty i dość długi – to lubię! 


A co możemy przeczytać na opakowaniu?


Moja opinia ...  
Na aktualizacji włosowej widać wyraźnie, że włosy bardzo przyspieszyły. Nie mam wątpliwości, że ten olejek odegrał w tym znaczącą rolę :) Używanie Bhringraja było przyjemnością, relaksował skórę głowy, czułam, że ją nawilża. Działa bardzo dobrze na końcówki – w ogóle nie zauważyłam, żeby teraz mi się znacząco rozdwajały, a to mój stały problem. Nadaje pięknego blasku włosom, kocham go za to ;-) Wzmacnia też cebulki, nie odnotowałam wypadania. Zapach ma o wiele mniej intensywny niż np. Sesa Jest raczej delikatny i nienachalny. Nie uważam, że jest nieprzyjemny, ale też nie rozkoszuję się jego zapachem :D Po prostu go toleruję J Czasem po zaaplikowaniu Sesy miałam problem z zaśnięciem (później to przeszło), ten olejek tak na mnie nie działał. Mimo że olejowałam włosy tylko nim, nie zauważyłam, żeby włosy miały go dość, czy były ‘’przekarmione’’ tymi składnikami, wręcz przeciwnie.

Dostępność i cena : sklep helfy.pl, pojemność 200 ml – 39 zł, 100 ml – 25 zł. 
Cena może wydawać się wysoka, ale zaręczam, że olej jest bardzo, bardzo wydajny i posłuży na długo. Spójrzcie zresztą same, jakie jest moje zużycie po ponad miesiącu :)

Jeśli go miałyście, podzielcie się wrażeniami w komentarzach! :)