czwartek, 31 stycznia 2013

Kosmetyczne nowości do włosów :)

Odświeżenie włosowej kolekcji zawsze poprawia humor :-) Zwłaszcza, że już długo nic nowego nie wpadło mi w ręce - sumiennie zużywałam zapasy i nawet wydenkowałam kilka masek do włosów, ha! ;-) Jestem pełna podziwu dla samej siebie ;). I zrobiło się miejsce, choć te maleństwa na dole dużo go nie zajmują :


Nowości od sklepu helfy.pl :

Olejek i odżywka przeciw wypadaniu włosów IHT 9. Małe, zgrabne buteleczki o niewielkiej pojemności 200 ml. Tzn - na olejek to nawet dużo, ale odżywka to pewnie tylko mignie w oczach ;-) 
Olejek ma cudowny skład i pokładam w nim dużo nadziei ... głównie tych pt. ''włosy, rośnijcie szybciej'' ;-)

Olive Oil (Olea Europaea), Soya Oil (Glycine Soja), Walnut Oil (Juglans regia), Sesame Oil (Sesamum indicum), Coconut Oil (Cocos nucifera), Bhringraj Ext. (Eclipta alba ), Bhrami Ext. (Bacopa monnieri ), Almond Oil (Prunus amygdalus), Amla / Indian Goose Berry Ext. (Emblica officinalis ), Henna Ext. (Lawsonia Inermis), Jatamansi Ext. (Nardostachys jatamansi), Methi / Fenugreek Seed Ext. (Trigonella foenum graecum), IPM*, Aloe Vera Ext. (Aloe barbadensis), Neem Ext. (Azadirachta indica ), Jojoba Oil (Simmondsia Chinensis), Apricot Kernel Oil (Prunus Armeniaca Kernel Extract)
                                                                             

Mydełko Sesa - chciałoby się powiedzieć - no, wreszcie! ;-) Miałam na to mydełko chętkę już od bardzo długiego czasu, ale wciąż było niedostępne. Czytałam o nim wiele dobrego, oby i na mnie wywarło równie pozytywne wrażenie. 

Mydełko i odżywka już dziś wylądowały na włosach - tak, mydło też ''wylądowało'', bo charakteryzuje się tym, że trzeba potrzymać na włosach przez godzinę uzyskaną pianę. Włosy mi właśnie schną, więc zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie :)

Niebawem na moim blogu pojawi się konkurs, więc... bądźcie czujne ;-) Na pewno do wygrania będzie coś do pielęgnacji włosów ;-)

.........................................................................................................................

Czekam również na przesyłkę od BingoSpa. Tym razem wybrałam wszystkie produkty do pielęgnacji twarzy - z włosowych kosmetyków nic mnie nie zainteresowało, niektóre też już miałam.

Rok temu na Walentynki Bingo zrobiło wielką promocję na swoje produkty - fajnie by było, gdyby w tym roku to powtórzyli :D 

A czy w Waszej kosmetyczce pojawiło się ostatnio coś ciekawego? ;-) 

Pozdrawiam ciepło!






niedziela, 27 stycznia 2013

O moich koktajlach owocowych.

Odkąd kupiłam blender, codziennie eksperymentuję z innymi połączeniami owoców. Coraz bardziej się przekonuję, że to był bardzo dobry zakup :) Lubię zdrowo się odżywiać, ale w praktyce często jest tak, że po prostu mi się nie chcę... Np - bardzo lubię większość owoców i warzyw, ale rzadko pamiętam, żeby je codziennie jeść. Teraz mam o wiele większą motywację! 



Podoba mi się również to, że dzięki blenderowi mogłam wznowić kurację drożdżową i kontynuować siemieniową ;-) Dotychczas siemię zjadałam z jogurtem lub kisielem, teraz wystarczy, że je dorzucę z jakimiś owocami do blendera. Myślę, że osoby, które nie mogły się przekonać do jedzenia siemienia, mogą spróbować tego sposobu.

Przy okazji małe info : z Biedronki zniknęły Drożdże Babuni, zostały zastąpione innymi. Tak jak pisała mi czytelniczka, są wprost okropne! Wcale nie chcą się rozpuszczać. Te Babuni słynęły z tego, że rozpuszczały się idealnie, nie pozostawiając żadnych wstrętnych grudek. Ale wyszukałam, gdzie jeszcze można je kupić - a mianowicie w Netto

Staram się do każdego koktajlu dorzucić siemię albo drożdże. Jeśli chodzi o siemię, jego smak mi nigdy nie przeszkadzał, więc nie dobieram jakoś specjalnie owoców, żeby stłumić jego posmak. Inna sprawa ma się z drożdżami. Tu już wszystko, co przytłumi ich smak, jest ważne ;-) Do tej pory najskuteczniejszy wydał mi się banan. W ogóle w tym przypadku im słodsze owoce, tym lepiej.

Wczoraj wypiłam np. taki:

1 banan
dwa małe jabłka
pół szklanki/szklanka wody (zależy, czy chcemy by koktajl był bardziej wodnisty czy gęsty)
1 mandarynka
drożdże (wcześniej oczywiście zalane wrzątkiem, żeby je zabić)
siemię lniane

;-) Wiem, że niektórych może skręciło, ale naprawdę wyszło bardzo dobre! Koktajle z bananem należą w tej chwili do moich ulubionych. Można zamiast wody dodać również mleka :)

Przepyszny był również koktajl z kiwi. 

dwie sztuki kiwi
dwa jabłka
pół szklanki wody
łyżeczka miodu (żeby nie było tak cierpko)
drożdże lub siemię

Jest bardzo orzeźwiający i nie trzeba dać dużo kiwi, żeby czuć doskonale jego smak.

Truskawkowy.

rozmrożone truskawki (ilość dowolna)
mleko
siemię
miód

Z truskawkowym muszę jeszcze pokombinować, bo mimo że wyglądał bardzo apetycznie, smakował tak sobie, trochę za cierpko. Pewnie następnym razem dorzucę banana :D

Pietruszkowo-jabłkowy.

1 nać pietruszki
dwa jabłka
pół szklanki wody
siemię

Zaskoczyło mnie to, że jest taki dobry! Zielona mikstura może zniechęcić, ale w smaku jest bardzo orzeźwiający, naprawdę mi zasmakował. Nie mogę tylko przekonać do niego chłopaka, więc ja swoją pietruszkę dorzucam na końcu :D

Każdy koktajl wrzucam na chwilę do lodówki, żeby się schłodził. 

Ogólnie prawie zawsze wrzucam do blendera pokrojone jabłka, bo są tańsze niż inne owoce, a również bardzo zdrowe. A potem co mi już przyjdzie do głowy, nie trzymam się jakoś sztywno przepisów :) Jeszcze nie zrobiłam sobie takiego, którego nie dałabym rady wypić - wszystkie są mniej lub bardziej pyszne :D Muszę jeszcze spróbować z marchewką.

Może sobie wmawiam, ale mam wrażenie, że w jakimś stopniu te owocowe mieszanki już wpłynęły na stan mojej cery - wygląda ostatnio ładnie i świeżo :) 


......................................................................................................

Wieczór zapowiada się rozrywkowy - będę się bawiła na Comie ;-)


Jeszcze tylko kilka godzin i już będzie się można dusić i drzeć w tłumie ;-D






Pozdrawiam ciepło!









środa, 23 stycznia 2013

Kąpiel borowinowa w domu? Proszę bardzo! :)

W krzyżu mnie może jeszcze nie łupie, staruszką nie jestem, do uzdrowisk się nie wybieram,  ale chętnie przystałam na współpracę z  SULPHUR Busko-Zdrój. Cenię naturalne produkty, a nigdy nie miałam okazji wypróbować tych reklamujących się jako uzdrowiskowe. W Internecie znalazłam same dobre opinie, więc nie wahałam się długo :)

Jako pierwsze  otrzymałam do testów Borowinę Spa - emulsję do kąpieli.


Emulsja zamknięta jest w 500 ml butli z wygodnym otwarciem. Niewielki otwór nie pozwala na zbyt rozrzutne wylanie borowiny :) Spodziewałam się, że tak duża butelka starczy mi na wieki, a tu psikus - zanim się obejrzałam, na dnie były pustki. Nic jednak dziwnego, skoro na kąpiel mamy zużyć ok. 50-100 ml. Ja cieszyłam się borowiną przez jakieś 7 kąpieli. 



A co możemy przeczytać na odwrocie?


O tak, zapach to zdecydowany plus tej emulsji. Osobiście ogromnie lubię takie głębokie, leśne zapachy, relaksują mnie i dobrze działają na drogi oddechowe :D Poważnie, zdarzało się, że po takiej kąpieli czułam np. że mam mniejszy katar ;-) Dwa w jednym, kąpiel + inhalacje ;-)  
Zapach jest bardzo intensywny, rozchodzi się po całej łazience i czuć go jeszcze długo w powietrzu. 

Stosowanie i skład :


Skład mocno na plus, ekstrakt z borowiny znajdziemy już na drugim miejscu.

Emulsja borowinowa nie powinna powodować podrażnień i reakcji alergicznych. U siebie nic takiego nie zaobserwowałam.

Zanim przejdę do plusów, muszę wspomnieć o największym minusie borowiny. Mianowicie ... Jak to-to prezentuje się w wannie :D Nie ukrywajmy - koszmarnie! Emulsja ma mocno ciemnobrązowy kolor, więc w sumie można przewidzieć, że atrakcyjnie z pewnością nie będzie wyglądać.

Wlewamy!

(emulsję można najpierw rozmieszać w kubeczku, ja tu akurat od razu wlewałam pod strumień wody)

I otrzymujemy to :


Powstaje niewielka piana, ale szybko znika. Woda wygląda jakby była po prostu mocno zabrudzona. Jednym będzie przeszkadzało to mniej, drugim więcej. Jeśli chodzi o moje odczucia - późniejsze plusy borowinowej kąpieli wygrały z jej niezbyt estetycznym wyglądem. Mimo wszystko, warto żebyście wiedziały ;-) Co jeszcze muszę podkreślić - na wannie nie pozostaje żaden osad, brud, choć można sobie coś takiego wyobrazić, patrząc na ten brązowy kolor. 

A teraz największe plusy pluskania się w borowinie :)

Wspomniałam już, że leśna kąpiel jest niesamowicie relaksująca. Często wracając z pracy pisałam chłopakowi, żeby zaczął przygotowywać mi kąpiel, bo muszę się odprężyć ;-) Była ratunkiem dla zmęczonych, opuchniętych nóg, wychodziłam z wanny rozluźniona i mniej obolała. 
Działanie na skórę - marzenie. Przede wszystkim bardzo wygładza skórę, robi się miękka i przyjemna. Jednocześnie zauważyłam też coś na kształt ujędrnienia, skóra na udach i pupie była o wiele bardziej napięta ;-) Nie było mowy o żadnym wysuszeniu, ciało było na tyle nawilżone, że często nie używałam już żadnego balsamu. Tak jak napisał producent, zawsze tylko lekko osuszałam ciało ręcznikiem, zamiast energicznego wycierania. 

Nie zauważyłam żadnych minusów prócz wspomnianego wyglądu kąpieli.


Dostępność: Produkty Sulphur  dostępne są w dobrych aptekach i sklepach zielarsko-medycznych na terenie całego kraju. Można je również kupić za pośrednictwem aptek i sklepów prowadzących sprzedaż wysyłkową, adresy znajdziecie pod linkiem:


W razie problemów z dostępnością w aptece, można poprosić o ich sprowadzenie. Na stronie http://sulphur.com.pl/gdzie-kupic/ znajduje się dokładny wykaz miejsc, gdzie możemy zakupić te produkty. W Krakowie to np. Galeria Mydeł i Soli na Limanowskiego 1 ;-)

Cena - ok. 30 zł. 


Pozdrawiam Was ciepło!




czwartek, 17 stycznia 2013

Nowy nabytek dla zdrowia i urody :D

Hej! W tym poście pisałam o moich planach względem włosów, między innymi o regularnym piciu siemienia i skrzypopokrzywy. Ale już wtedy chodził mi po głowie pewien pomysł ;-) Mianowicie zachciało mi się blendera. Pomysł miksowania ze sobą różnych zdrowych rzeczy niesamowicie przypadł mi do gustu :D Stwierdziłam, że w zasadzie nie ma się nad czym zastanawiać, bo to prawie tak, jakbym kupowała lekarstwo!  :-P

Jak pomyślała, tak zrobiła i na allegro wylicytowała taki model:


Na allegro roiło się głównie od sprzętów firmy Kenwood -  jednego z największych producentów sprzętu do kuchni. Zależało mi właśnie na kupieniu czegoś z dobrymi opiniami. Nie chciałam ręcznego blendera, zależało mi na takim ''stojącym''.


Nie powiem, podjarałam się nową zabawką ;-) Jest banalnie prosty w obsłudze - jeden przycisk ;) - i wydaje się nietrudny do mycia. 

Już szykuję różne pomysły na owocowo-warzywne koktajle. Mam nadzieję, że teraz będę miała większą motywację do ich jedzenia - w końcu blender nie może stać i się marnować ;) Oczywiście będę się skupiała na wszystkich takich, które mają wzmacniać włosy. Już dawno przeczytałam na blogu Anwen o koktajlu pietruszkowym, który ponoć ma cudownie wzmacniać włosy, stymulować je do wzrostu i zagęszczać czuprynę. 

Przepis:

pęczek natki pietruszki
jakiś owoc, może być jabłko, lub inny ulubiony :)
pół szklanki wody (lub więcej, zależy czy wolimy gęstszy czy bardziej wodnisty koktajl)

Jak tylko odpakowałam blender, wysłałam SMS do chłopaka, żeby kupił natkę pietruszki ;-)

Myślę także nad powrotem do drożdżowej kuracji. Wydaje mi się, że teraz będzie to znacznie prostsze, gdy będę mogła zabić smak drożdży czym owocowym. Drożdże dawały naprawdę świetne efekty, ale mimo 3miesięcznej kuracji nie przyzwyczaiłam się ani trochę do ich smaku i teraz mam mały uraz do jej wznowienia. Chyba jednak już jutro pojadę po nie do Biedronki ;-)

Oby to tylko nie był słomiany zapał, a za chwilę blender będzie pokrywał się powłoką kurzu ... ;-) 



Jeśli możecie mi polecić jakieś fajne przepisy, dajcie znać!  Z chęcią poczytam i wypróbuję :)

PS. Zaktualizowałam zaniedbaną zakładkę o recenzjach kosmetyków - jeśli szukacie jakiejś konkretnej i znaleźć nie możecie, zapraszam ;-)







wtorek, 15 stycznia 2013

Lepiej późno niż wcale ...Włosowa maseczka z siemienia lnianego.

Dobry wieczór ;-) Niedawno pisałam post o skutecznych kuracjach na włosy i wspomniałam tam również, że nigdy jeszcze nie wypróbowałam maseczki z siemienia lnianego. Był okres, że każda włosomaniaczka testowała ją na sobie, a ja za każdym razem zapominałam, żeby w końcu ją przyrządzić. Co jest dziwne, bo jakoś nie zapominałam, żeby zjeść porcję siemienia dziennie :-P

I czy teraz pluję sobie w brodę, że zwlekałałam, czy może ''szału nie ma'' ? Przeczytacie za chwilę :)

Najpierw słówko o przygotowaniu, które jest banalnie proste. 

2 łyżki siemienia lnianego
szklanka wody

Można zmienić nieco proporcje, ja użyłam takich. 

Całość gotujemy na małym ogniu:


Nie zapominajmy o mieszaniu co jakiś czas, bo ziarenka lubią przywierać. Mycie garnka jest nieco wkurzające :-P


Po kilkunastu minutkach można zauważyć, że robi się coraz mniej wodnisto, a coraz bardziej ... kleisto ;-) Powstaje ciągnący się glutek.


Nie czekając na ostygnięcie, od razu możemy odcedzić ziarenka od glutka. Ja w tym kluczowym momencie zorientowałam się, że nie mam ... sitka ;-) No cóż, glutek gotowy, więc stwierdziłam, że idę na całość i nakładam razem z ziarenkami na włosy. Myślałam o ewentualnych problemach z wypłukaniem, ale uznałam, że ta mikstura jest tak gładka i śliska, że z pewnością wszystko się ładnie wypłuka. 

Jak tylko siemię nieco ostygło, nałożyłam je obficie na włosy, wmasowałam także w skórę głowy. Trzymałam pod folią i ręcznikiem ok. pół h.

Ze spłukaniem nie miałam żadnych problemów. Wszystko gładko spłynęło. Czuć już wtedy po włosach aksamitną gładkość :) Nie musicie się więc bać nakładać ziarenka wraz z glutkiem - wszystko powinno się wypłukać. Nie zauważyłam przy rozczesywaniu włosów, żeby spadło z nich choć jedno ziarenko :)

Efekty ....


Włosy są megagładkie, bardzo miłe w dotyku i wspaniale błyszczą. Dobrze się układają. Widać, że dostały porcję nawilżenia :) Skalp jest również gładziutki i przyjemny pod palcami.
Jedyne ''ale'' miałam do tego, że maseczka nie nawilżyła tak bardzo końcówek włosów. 

Na zdjęciu poniżej dobrze widać babyhair sterczące z głowy :D Mam ich ostatnio bardzo dużo, ''obwiniam'' Seboravit ;-)

Włosy sterczą z tyłu przez golf, którego nie widać ;)

Jak dotąd, udaje mi się realizować mój plan codziennego picia skrzypopokrzywy i siemienia. Chciałabym szybko nadrobić stracone centymetry ;))

Podsumowując : maseczka z glutka z pewnością zagości u mnie na dłużej. Nie jest kłopotliwa w przygotowaniu, a daje efekty jak dobra rosyjska maska :D Bardzo lubię efekt nawilżonych, jedwabistych włosów, a siemię spełnia moje chciejstwa w 100% :)

Jeśli jeszcze nie próbowałyście - o ile to możliwe - polecam!

Teraz kolej na testowanie spiruliny ;-)

Miłego wieczoru!








niedziela, 13 stycznia 2013

Esy, floresy, fantasmagorie...

Witam ciepło ;-) Czy ktoś z Krakowa wybiera się dzisiejszego wieczoru na darmowy koncert zespołu Akurat? ;-) Do 18 jeszcze kilka godzin, więc jeszcze czas na decyzję :D 

Jak tylko zobaczyłam plakaty w Krakowie, wiedziałam, że muszę się wybrać.


Lubię Akurat, ale przyznam, że bardziej stare kawałki, jeszcze za ery Tomasza Kłaptocza. Mimo że odwala kawał dobrej roboty w Buldogu, szkoda, że już go nie ma w Akuracie. 

                                         



                                        


                                           


Mam nadzieję, że będę się dobrze bawić i nie przyjdzie tak strasznie dużo ludzi, żeby było czym oddychać ;-)

Miłego dnia!

EDIT:

Ps. Wróciłam z koncertu, wchodzę na bloga i zauważyłam, że moja notka w ogóle się nie opublikowała ! :D No cóż, pozostaje mi napisać, że było świetnie, porządnie się wybawiliśmy i jeśli też byliście, dajcie znać w komentarzach :D Ja bawiłam się w pierwszym rzędzie ;-)

środa, 9 stycznia 2013

Włosy w styczniu - aktualizacja.

Pora na aktualizację włosową, zwłaszcza, że jestem świeżutko po podcięciu końcówek ;-) Dlatego niestety nie zobaczycie żadnego przyrostu - długość identyczna jak w listopadzie, co dobrze widać na zdjęciach porównawczych. Rozstawanie się z 2 centymetrami włosów jest zawsze przykre ( :-P ), ale kocham mieć później takie gładziutkie zdrowe końce :) 

Niestety z przykrością stwierdzam, że zapuścić włosy będzie mi trudno - niby rosną stosunkowo szybko, ale co z tego, jak po 2-3 miesiącach stwierdzam, że czas podciąć? Końcówki szybko mi się niszczą, mimo zabezpieczania i pielęgnacji. Możliwe też, że jestem przeczulona na tym punkcie, ale nie mogę znieść suchych i szorstkich końcówek, które wyglądają jak strączki. 

Obecnie prezentują się tak :



Końcówki ładnie się teraz układają i wyglądają nieco grubiej. Jestem zadowolona :-) Mam jednak nadzieję, że taki stan utrzyma się dłużej! Na stan włosów nie narzekam - są gładkie i miękkie, nie wypadają, nie sprawiały mi problemów w grudniu. 

Zdjęcie z końca grudnia, przed podcięciem końcówek :


Dłuższe cholery, ale końcówki już naprawdę były tragiczne, widać przesuszenie gołym okiem. Nawet nie wstawiałam tego zdjęcia na bloga, tylko zdecydowałam, że czas do fryzjera ;-) Mój fotograf również stwierdził ''chyba musisz podciąć''. Gwóźdź do trumny :-P


Oczywiście ruszam teraz ostro z różnymi sposobami przyspieszenia porostu. Zaniedbałam wiele z nich, nie stosowałam regularnie..

BĘDĘ: 

1) piła skrzypopokrzywę jak najczęściej

Gdy mam wolny dzień, nie ma problemu, parzę sobie zioła po śniadaniu, ale w pracy już raczej byłoby ciężko. Mogę pić po powrocie do domu, ale wypicie moczopędnej pokrzywy na noc może mnie mocno wkurzać ...;-)

2) powrót do siemienia lnianego
To już spokojnie mogę zjeść na noc (nawet tak ponoć trzeba), więc liczę, że uda mi się zajadać go codziennie

3) regularne wcierki plus masaż głowy
Aktualnie Seboravit w użyciu :)

4) częstsze mycie głowy rosyjskim szamponem z papryczkami chili
Z przerwami na coś z SLeS. O szamponie już pisałam, działa, więc warto myć nim regularnie

5) używanie na skalp wszystkich masek, które mają działać na porost włosów
Kilka się znajdzie ;-)

Przy okazji skupię się też na regularnym sięganiu po te same kosmetyki, żeby wreszcie coś wykończyć, wyrzucić i zrobić miejsce ;-)

Chodzi mi coś jeszcze po głowie, ale o tym w osobnym poście, może zresztą mi coś wtedy polecicie/doradzicie ;-)


Miłego wieczoru!





BratekPlus - średniak czy wybawca dla cery?

Witam Was ciepło! Może jeszcze ktoś pamięta, że od końca listopada testowałam suplement diety BratekPlus. Podeszłam do tej kuracji neutralnie, gdyż chyba już wyrosłam z przekonania, że łykanie tabletek pomoże na problemy z cerą (brało się kiedyś i skrzyp i inne wynalazki, zawsze z mizernym skutkiem na cerę). Prawdę mówiąc, coraz bardziej dochodzę do wniosku, że kluczem do ładnej cery jest delikatna i jak najbardziej zbliżona do natury pielęgnacja. 

Tak prezentują się tabletki:


Dwa opakowania po 50 tabletek - łykałam dwie dziennie, więc kuracja wystarczyła na 1.5 miesiąca. Tabletki są niewielkie i nie miałam problemu z ich połykaniem (niektóre suplementy diety charakteryzują się wielkimi kapsułami, przy których jest obawa, że staną w gardle ;) ). Nie mają też niemiłego zapachu. Przeważnie brałam je po śniadaniu.

Co możemy przeczytać na opakowaniu?


Od początku odbierałam Bratek jako coś, co raczej nie zaszkodzi, ale też nie stanie się wybawcą dla skóry. Wiele się nie pomyliłam ;) Ale też producent nie obiecuje rozprawienia się z wielkim trądzikiem. Oczywiste jest, że wtedy musimy sięgnąć po bardziej zaawansowaną pomoc.

Sposób spożywania: 


Skład:


Moje wrażenia:

BratekPlus nie spowodował istotnych zmian w stanie mojej cery. Muszę jednak powiedzieć, że przez ostatni czas skóra twarzy jest znacznie gładsza i jaśniejsza. Szczególnie to widać na policzkach, bo niestety moja najgorsza strefa - czyli podbródek i okolice żuchwy są zawsze mniej lub bardziej zainfekowane. Nie mogę jednak powiedzieć, że to tylko jego zasługa - teraz dbam bardziej o cerę, robię regularnie maseczki, używam delikatnych żelów myjących, więc to także wpływ lepszej pielęgnacji.

Przez cały okres stosowania Bratka wyskakiwały mi co jakiś czas niespodzianki na twarzy, więc nie mogę powiedzieć, żeby jakoś szczególnie zahamował ten proces. 
Podsumowując : nie ma aż takich szczególnych efektów, żebym chciała kupić kolejne opakowanie. Wiem, że 1.5 miesiąca kuracji to niedługo, ale nie jestem na tyle zachęcona, żeby  ją przedłużać. Suplement BratekPlus uważam za nieszkodliwy, ale mało skuteczny oręż w walce z niedoskonałościami skóry. 



Dostępność : zapewne w każdej aptece. Na doz kosztuje niecałe 12 zł za 50 tabletek. Cena niewygórowana, więc ciekawscy mogą spróbować działania Bratka na swojej skórze :)






poniedziałek, 7 stycznia 2013

Skuteczne kuracje na włosy - moje doświadczenia.

2012 to rok w całości poświęcony pielęgnacji włosów. Wypróbowałam wiele pomysłów krążących w blogosferze na temat poprawy stanu kosmyków. Które polecam?



http://rema-rental.pl/images/1.jpg


1. Picie skrzypopokrzywy. ''Wyśmienity'' sposób na powstrzymanie wypadania włosów! Mimo że do smaku ziółek trzeba się przyzwyczaić, szczerze polecam. Od szklanki dziennie nie umrzemy, a rezultaty są bardzo fajne. Trzeba jednak być cierpliwym. Co jest ciekawe - nawet po zaprzestaniu kuracji efekt niewypadania włosów u mnie się utrzymywał. 
O piciu ziółek pisałam TU i TU.  




2. Picie siemienia lnianego. Wg mnie nie ma smaku, ale wiele osób narzeka, że jest okropny ;-) Osobiście mieszałam z jogurtem i zjadałam ze smakiem. Włosy rosły o wiele szybciej! Poza tym zmniejszył u mnie ochotę na słodycze. Ostatnio miałam od niego przerwę, ale zamierzam znów wrócić do dobroczynnych ziarenek.


http://www.w-spodnicy.pl/g/Kobieta.obiekt2.aspx/380/0/Kobieta/26c7e899-b009-4289-a713-0c789887bdfa_20100505040834_Siemie-lniane.jpg

3. Picie drożdży. Jest to wstrętne, ale cholernie skuteczne na włosy i paznokcie. Przeżyłam  3-miesięczną kurację! Ale już potem nie udało mi się tego powtórzyć ;) Nie wykluczam, że wrócę do drożdżowego napoju... O moich zmaganiach pisałam tutaj.

http://www.zajadam.pl/wp-content/uploads/2012/07/drozdze-suche-swieze-przelicznik.jpg

A czego nie wypróbowałam lub wypróbowałam, ale nie polecam?

1. Picie żelatyny. Jednak nie ... Nie widziałam żadnych efektów, poza tym trochę odrażająca była myśl o tym, co się właściwie pije... Wydaje mi się, że w blogosferze też ostatecznie to nie wypaliło, chwilowy zapał ale później cisza, po tym się poznaje, że coś nie wyszło :-P

2. Laminowanie włosów żelatyną.  Wypróbowałam, ale efektu wow nie było i szczerze odechciało mi się :) Opinie na temat laminowania są różne, od ogromnych zachwytów, do płaczów o przesuszenie włosów. U mnie było po prostu neutralnie.

2. Napój pietruszkowy - pisała o nim Anwen i Blondhaircare. Chętnie wypróbowałabym właściwości pietruszki na włosy, ale nie mam blendera :-(  Chciałabym w tym roku jednak w niego zainwestować i robić sobie różne owocowo-warzywne napoje :)

3. Pomijając kuracje wewnętrzne - nie wypróbowałam dotąd ani raz spiruliny na włosy. Owszem, na mojej twarzy spirulina gościła nieraz i będzie gościć, bo się polubiłyśmy, ale na włosy ... Niet. Co mnie powstrzymuje? Tylko i wyłącznie lęk, że będzie później jechało od moich włosów rybą ;) Czytałam jednak, że wspaniale wygładza włosy, więc muszę się w końcu przekonać!

4. To samo tyczy maseczki z siemienia lnianego na włosy. Najadłam się siemienia do woli, a na włosach nie wylądował ani raz :P Ale to tylko i wyłącznie moje zapominalstwo. A podobno i wygładza i zmiękcza i rachunki płaci, same cuda wyczynia ;-)

Obiecuję przetestować te maseczki, a Wy macie mnie z tego rozliczyć do końca miesiąca! :)


Próbowałyście czegoś z mojej listy? Co miało u Was największe rezultaty? Może macie dla mnie jakąś nową kurację do przetestowania? :))

Pozdrawiam serdecznie! 









wtorek, 1 stycznia 2013

Niezastąpione włosowe kosmetyki w 2012.

Hej! :) Podczas gdy wszyscy zamieszczali tego typu posty pod koniec grudnia, ja jak zwykle mam opóźnienie - ostatnie dni w roku spędziłam w pracy. Tym sposobem grudniowa aktualizacja włosów będzie na początku stycznia, trudno :D

W dzisiejszej notce chciałam przedstawić kosmetyczno-włosowe hity w 2012 - przez moje ręce przewinęło się mnóstwo kosmetyków, ale jest kilka, które mnie szczególnie urzekły i będę do nich z pewnością powracać. Odkrycie rosyjskich kosmetyków uważam nijako za rewolucję w pielęgnacji włosów - moje włosy wręcz pokochały te produkty. Może miałam szczęście, ale nie trafiłam dotąd na żaden bubel :) Mam jeszcze długą listę kosmetyków, które muszę wypróbować - jak się wkurzę, to zrobię mega-rosyjskie-zamówienie, żeby wreszcie się zaspokoić - czekam tylko na dopływ gotówki ;) Trzeba się coś dopieścić, a co ;-)

Jedziemy:

ULUBIEŃCY 2012:

1) Łagodne szampony



Recenzja już się pojawiła tutaj.  Nie dość, że to łagodny szampon z cudownym składem, to jeszcze naprawdę działa - zauważyłam, że po nim pojawiło się na mojej głowie pełno nowych włosów, przyspieszył także wzrost włosów. Wybaczam, że domywa oleje dopiero za 2 razem ;) Kosztuje tylko 20 zł - moim zdaniem warto! Jeszcze do niego wrócę :)

Na uwagę zasługuje także Facelle i Babydream - świetnie znane w blogosferze, więc nie będę się rozpisywać. Chyba wolę Facelle, bo jest mniej ''tępy'' niż BD. Sięgałam po nie również bardzo często.


2) szampon z SLeS:


Szamponów z tym detergentem mam strasznie dużo - wcześniej nie zwracałam tak bardzo na to uwagi. Wyrzucić nie wyrzucę, więc powoli sobie zużywam. Szampony z Barwy są niesamowicie tanie - ok. 4 zł i porządnie oczyszczają. Do moich ulubieńców należy wersja z lnem, pachnie jak zielone jabłuszko, a włosy wyglądają po nim bardzo świeżo :)


3) Oleje


Jednego nie wybiorę, muszą być razem ;) Khadi uważam za najlepszy olej, jaki dotąd używałam. Moje włosy były w świetnym stanie, gdy używałam go nieprzerwanie przez miesiąc. Mimo wysokiej ceny - 58 zł, kupię kiedyś ponownie, bo po prostu warto. Bardzo teraz lubię jego zapach! Recenzja.
Bhringraj jest również fantastycznym olejkiem - pięknie nabłyszcza włosy i poprawia ich stan. Recenzja.


4) Maski


Ich to dopiero było dużo w 2012 ... Najlepsze jest to, że prawie nie mam zwykłych odżywek do włosów, ale masek ... z 20. Tzn. nie wiem dokładnie, bo nie liczyłam :P Trudno mi było wyróżnić najlepsze, ale w końcu wybrałam tę trójkę:

Na uwagę zasługują także inne, np. złota maska ajurwedysjka lub Kapoor Kachli.
Polecam je serdecznie ;-)

5) ochrona końcówek


Byłam wierna CHI. Ładny zapach i porządna ochrona końcówek, nie zawiera alkoholu. Używałam też jedwabiu z Green Pharmacy, ale mam wrażenie, że słabo zabezpiecza...

6) wcierka 

Biorąc pod uwagę cały rok, odżywka Jantar towarzyszyła mi najczęściej.  Niska cena, świetny skład, przyjemny zapach i skuteczne działanie - tak mogę ją podsumować. Nawet dostępność nie jest teraz taka zła - widzę ją często na doz i w Drogeriach Polskich :) 
Dużo baby hair miałam także po Kuracji Joanna Rzepa, ale denerwowało mnie w niej przyspieszanie przetłuszczania włosów.


To chyba tyle :) Mam nadzieję, że w 2013 odkryję mnóstwo świetnych kosmetyków, a kondycja moich włosów poprawi się jeszcze bardziej. 

Postaram się dziś zamieścić aktualizację włosową, może wieczorkiem ;-)

Miłego dnia!