piątek, 31 sierpnia 2012

Alterra - informacje z ''placu boju'' dla tych, co jeszcze nie wiedzą :)

O tym, że Rossman jednak nie wycofuje wszystkich olejków, dowiedziałam się już chwilę temu z bloga Kosmetyki dla bladolicych. Karminoweusta wysłała maila do przedstawiciela Rossmana i dostała taką odpowiedź : KLIK!
W sumie wtedy już straciłam zainteresowanie tą sprawą, dziś jednak przeczytałam nowe wiadomości na ten temat, nieco różniące się od wcześniejszych:


UWAGA UWAGA!!!! AKTUALIZACJA po rozmowie z przedstawicielem ROSSMANA z dnia 

31.08.2012:

Przed chwilą zadzwonił do mnie przedstawiciel ROSSMANNA. Zostałam poinformowana, że 

do sklepów powrócą olejki: BRZOZA i POMARAŃCZA, MIGDAŁ i PAPAJA, OLIWKA i 

LIMETKA. Wszystkie w nowych opakowaniach z dozownikiem. Niestety nie powróci 

odżywka  morela&pszenica, ALE na jej miejsce zostanie wprowadzony NOWY produkt 

Alterry o takich samych właściwościach

Tym samym myślę, że nasz protest można uznać za zakończony :) Nie udało się nakłonić ich 

do wznowienia sprzedaży wszystkich olejków, ale myślę, że i tak  osiągnęliśmy sukces: 

przywrócenie trzech olejków i wprowadzenie nowej odżywki, to już bardzo bardzo dużo! 

Dziękuję wszystkim za przyłączenie się do akcji!


To, że olejki zostają w liczbie trzech i w wersji odświeżonej z dozownikiem (pewnie taka fajna pompka jak w Alverde) jest z pewnością dobrą informacją :-) Mam tylko nadzieję, że nie podskoczy cena.

Do tej pory miałam migdał i papaję oraz wersję brzozową. Oba bardzo lubię. Granatu nawet nie żałuję, bo miał najwyżej Parfum ze wszystkich olejków, więc jakoś mnie nie kusił. Limonka wydaje mi się najsłabsza do włosów (choć wiem, że wiele osób ją lubi chwali, nie testowałam, więc teoretyzuję), więc nie planuję w przyszłości jej kupna.

Dobrej nocki!

Siedem prawd o mnie - TAG.

Otagowała mnie Semper Femina oraz zwlosem.pl. Dzięki i zabieram się za pisanie prawd ostatecznych:


1. Jestem zodiakalnym Skorpionem i niestety mam większość cech tego ''najgorszego'' ze znaków. Jestem raczej outsiderem, nie potrzebuję dużego kontaktu z ludźmi. Sceptycznie podchodzę do nowych znajomości.

2. Niezawodnie humor poprawiają mi zwierzęta. Uwielbiam psy, koty, gryzonie. Już w dzieciństwie podchodziłam do każdego zwierzęcia ( z perspektywy czasu myślę, że miałam szczęście, że nigdy mnie żaden nie chapnął). Chciałabym mieć kiedyś dużo zwierząt, przebywanie  z nimi mnie uszczęśliwia.



3. Nienawidzę zmian i bardzo dużo czasu mi zajmuje, żeby się przestawić na coś nowego, zaaklimatyzować. Zmiany powodują we mnie irytację lub niepewność - lub to i to.

4. . Jestem pesymistką, świat widzę w czarnych barwach, często tworzę ponure scenariusze oraz przejmuję się wszystkim. Wiem, że w entuzjastycznych recenzjach i natłoku emotikonek  nie ma jak zobaczyć tego na blogu (co jest na plus), ale uwierzcie mi, że straszna ze mnie neurotyczka.

5. Mimo tego i jakimś cudem, jestem w 4 letnim związku. 

6. Piję za dużo kawy i w złych momentach za bardzo ciągnie mnie do chipsów. Wyglądam wtedy mniej więcej tak :


7. Źle znoszę 'zamachy' na moją niezależność, nienawidzę być traktowana z góry i być zmuszona o coś prosić.


Taguję, jeśli jeszcze nie odpowiadały:


A następnym razem recenzja odżywki Organicum.



środa, 29 sierpnia 2012

Włosy lubią błotko ... zwłaszcza karnalitowe z BingoSpa.

Na moich włosach gościło już wiele masek z BingoSpa. Do niektórych wrócę, do niektórych nie - dotychczas najbardziej zapunktowała u mnie Kuracja 12 ziół oraz 40 aktywnych składników.

Ale teraz mają konkurencję w postaci tej oto maski ...


Maska BingoSpa z błotem karnalitowym. 

Jak błoto karnalitowe wpływa na nasze włosy i skórę głowy?

Błoto karnalitowe BingoSpa z Morza Martwego jest naturalną substancją o silnym działaniu na skórę i włosy. Zastosowanie maski błotnej na włosy i skórę głowy przynosi nadzwyczajne efekty w walce z łupieżem, którego przyczyną jest często nadmierne wydzielanie się łoju (łojotok) i łuszczenie się naskórka. Często sytuacjom takim towarzyszą stany zapalne skóry głowy.
Zastosowanie maski błotnej z Morza Martwego BingoSpa na włosy i jednocześnie skórę głowy powoduje zwężenie porów skóry, zmniejszenie wydzielania łoju oraz osuszenie skóry głowy. Jednocześnie skład błota z Morza Martwego, w przypadku występowania łupieżu tłustego, może aktywnie przeciwdziałać namnażaniu się grzyba „ Pityrosporum ovale” powodującego grzybicę skóry głowy.

Więcej o tym produkcie można przeczytać tutaj : KLIK!



Zacznę od tego, że podoba mi się samo opakowanie maski - czarna etykieta przyciąga wzrok. Jest o wiele solidniejsza od nalepek na szamponach (np. serum kolaganowym), nie niszczy się od byle dotknięcia mokrą dłonią. Opakowanie jest typowe dla Bingo - duże, solidne, dodatkowo zabezpieczone wieczkiem.

Typowa jest także pojemność - 500 ml. Wg mnie - bardzo duża, a w stosunku do ceny bardzo atrakcyjna - za maskę zapłacimy jedyne 12 zł. 




Konsystencja maski jest taka, jak być powinna - nie za gęsta i nie za rzadka. Łatwo się rozprowadza i nie trzeba dużej ilości, by pokryć dokładnie włosy i skórę głowy.
Wydajność zatem oceniam na bardzo dobrą - uplynie dużo czasu, zanim zobaczę dno tego dużego słoika.


Kolor maseczki jest mało apetyczny - podobnie jak zapach. Na zdjęciu kolory są nieco przekłamane - tak naprawdę jest ciemnoszara. A zapach ma ... hmm, dziwny. Zwykle wszystkie maski Bingo mają podobne zapachy, ale ta jest inna. Trudno mi go określić - tak widać pachnie błotko karnalitowe ;-) Nie jest bardzo intensywny i mi osobiście nie przeszkadza. Jest lekko wyczuwalny na włosach po ich wyschnięciu.

Skład jest krótki, ale co ma być, jest :
Aqua, 1 Heksadecanol 1 Octadecanol(miksture), Ceteareth-20 (and) Cetearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Dead Sea Mud, Parfum, Citric Acid, Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben.

Moja opinia : 

Jestem bardzo zadowolona z działania tej maski - sprawdza się zarówno nakładana na włosy, jak i na skórę głowy. Początkowo nakładałam - czy bardziej wmasowywałam ją - w skórę głowy, ze względu na jej właściwości, ale później, gdy zobaczyłam jakie fajne są włosy u nasady, spróbowałam na całość. No i efekt jest na szóstkę - włosy są niesamowicie miękkie, błyszczące i przede wszystkim - wygładzone. Jeszcze nigdy mnie pod tym względem nie zawiodła, nie zrobiła mi puchu czy spowodowała przesuszenie. Miałam właśnie takie obawy - skoro ma działać lekko podsuszająco na skalp, to może będzie wysuszać włosy? Ale nic w tym rodzaju. 
Nie mam łupieżu, więc nie ocenię jej działania pod tym względem. Jeśli chodzi o przetłuszczanie włosów, mam je świeże przez 2 dni, a potem nadają się jak zwykle do mycia - czyli mi osobiście nie przedłuża szczególnie świeżości włosów. Jeśli jednak mam być szczera, nie szukam produktu, który by mi pozwolił myć włosy raz na tydzień ;) , nie mam takich oczekiwań. 

Producent zaleca, aby maskę stosować przez 5 - 6 tygodni, z dwoma aplikacjami w tygodniu. Ja nie stosowałam jej wg tych wskazówek, więc kto wie, może dopiero wtedy można by się wypowiedzieć na temat jej działania na przetłuszczanie?

Takie włosy miałam po tej masce - zdjęcie było blisko okna, więc stąd te odbicia światła na rękawie:


Chyba widać wygładzenie :-)

Dostępność : stacjonarnie będzie trudno ją dorwać. Można zaglądać do sklepów zielarskich. W Krakowie można  kupić Bingo w hurtowni Aidem niedaleko Ronda Matecznego (jeszcze nigdy tam nie byłam, muszę nadrobić). Wiem też, że w sklepach Eclerc można je znaleźć - w Krakowie niestety nie ma tych sklepów. No i Tesco - dwa rodzaje masek : 5 alg oraz ta z proteinami kaszmiru. Nie w każdym Tesco są.
No i oczywiście sklep bingo - www.bingosklep.com. Tam jest duży wybór i wszystko dostępne :)

Podsumowując : polecam. Z pewnością kupię jej następne opakowanie. Zostały mi jeszcze chyba 4 rodzaje masek Bingo, których nie testowałam - chciałabym sprawdzić działanie wszystkich :)




................................................................................................................


Kilka osób zauważyło zmiany na moim blogu - dziękuję za miłe opinie. Pochwały należą się jednak Patrycji z bloga http://juicydesign.blogspot.com/. Jeśli brak Ci umiejętności, a chciałbyś coś zmienić na blogu - napisz do niej .Patrycja jest perfekcjonistką - mój naglówek poprawiała dopóki nie uznała, że jest idealny ;) I już po jednym dniu mogłam się cieszyć odświeżeniem wyglądu bloga.
Dzięki jeszcze raz!


niedziela, 26 sierpnia 2012

Olejowanie po raz enty - Sesa na celowniku.

Dawno nie było na moim blogu recenzji żadnego olejku do włosów. Ostatnio dna sięgnęła wreszcie Sesa, którą kupiłam dość dawno, bo w kwietniu - wspominałam o niej w tym poście. 
Niestety, nie jest aż tak wydajna, żeby starczyła mi na 4 miesiące, przez ten czas używałam różnych olejów.


Wybrałam wersję 90 ml, z dwóch względów - zaoszczędzenia i chęci sprawdzenia, czy będę z niej zadowolona, a w takim razie lepiej brać mniejsze pojemności.
Buteleczka jest naprawdę malutka, co ma ten plus, że jest fajna w transporcie. 

Sesa jest bez wątpienia drogim olejem, dlatego też długo się zastanawiałam, czy ją kupić. Na allegro mała buteleczka kosztuje ok. 25 zł, duża ok. 40. W końcu za pośrednictwem koleżanki kupiłam mniejszą wersję za 21 zł, nie doszły koszty przesyłki, więc stwierdziłam że warto. Jednakże cena to zdecydowany minus Sesy, ale to już zależy od zasobności naszych portfeli :)
Można ją też kupić na stronie helfy.pl - do wyboru mamy klasyczną Sesę, Sesę o egzotycznym oraz o ziołowym zapachu.

Na blogach przy recenzjach tego olejku możemy przede wszystkim przeczytać narzekania na okropny zapach. Faktycznie, zapaszek jest specyficzny. Trudno mi go w zasadzie określić - jest ciężki, intensywny, kadzidlany - pamiętam, że przy pierwszej aplikacji na włosy miałam problemy z zaśnięciem ;-) Potem już było normalnie. Ogólnie uważam, że zapach jest do przeżycia, dla mnie zresztą najważniejsza jest skuteczność. 
Jeśli jesteś jednak bardzo wrażliwą na zapachy osobą, zastanów się nad zakupem ... Nie polecałabym także tego olejku na początek zabawy z olejowaniem - nie tylko ze względu na zapach, ale także wydajność.

Otóż Sesa jest bardzo niewydajnym olejem. Wiedząc, jaka jest jej cena, może to zniechęcić. Ma też dość niefunkcjonalny otwór - jest taki duży, że z łatwością możemy wychlapać na spodeczek zbyt dużo. Trzeba ostrożnie przechylać ;) Poza tym olejek jest dość wodnisty i ma zielony kolor.

Wg producenta :
Receptura olejku pochodzi ze starodawnych ajurwedyjskich pism. Składa się on z 18-tu bogatych w składniki odżywcze ziół, 5 olejków doskonale nawilżających włosy i mleka. Cała receptura przygotowana została według procesu Kshir Pak Vidhi, w którym zbilansowana mieszanka ziół połączona zostaje z mlekiem a następnie aktywowana poprzez 5 olejków.


Olejek jest bogaty w witaminy C i E. Jest to środek powstrzymujący wypadanie włosów, stymuluje wzrost gęstszych, zdrowych i długich włosów, eliminuje łupież. Regularne używanie oleju powoduje że włosy stają się lśniące i zdrowe a cebulki doskonale odżywione.

Producent zaleca także, by olejek delikatnie wmasować w skórę głowy i włosy i zostawić na całą noc, bądź 2 h przed myciem. Ja zostawiałam go zawsze na całą noc. 

Skład olejku jest faktycznie bardzo bogaty :




Moja opinia
Co dobrego robi ten olej? Przede wszystkim bardzo ładnie nawilżał końcówki, co się rzadko u mnie zdarza. Ogólnie wygładzał włosy i sprawiał, że były mięciutkie. Jego zapach jest jednak na tyle intensywny, że czułam go lekko z włosów nawet po myciu i nałożeniu odżywki na włosy. Teoretycznie powinien nie przetrwać, ale udawało mu się. Przez okres jego używania nie wypadały mi włosy, ale nie wiem, na ile on się do tego przyczynił. Olej ma bardzo dużą ilość ziół, więc może, ale nie musi, doprowadzić do przesuszenia - jeśli wiemy, że tak nasze włosy reagują na zioła, trzeba uważać. U mnie to nie nastąpiło, ale też nie używałam nieprzerwanie tylko jego.
W tak zwanym międzyczasie zakupiłam też w bardzo atrakcyjnej cenie egzotyczną wersję zapachową tego olejku:


Ma bardzo ładną buteleczkę. Szczerze to zapach jest bardzo podobny do tradycyjnej Sesy, ale zdecydowanie łagodniejszy. Skład jest taki sam ;-) 

Czy wrócę jeszcze do tradycyjnej Sesy? To będzie zależało od stanu mojego portfela ;)

Może któraś z Was miała ten olejek?

........................................................................................................................

Jeśli któraś z Was myśli o odświeżeniu wyglądu bloga, ale ma za mało umiejętności (jak ja), żeby stworzyć coś samemu, polecam gorąco bloga http://juicydesign.blogspot.com/ . Patrycja zrobi nam za darmo nagłówek - wystarczy zaobserwować jej bloga. Bardzo szybki i miły kontakt :) Polecam ;)






środa, 22 sierpnia 2012

Trochę o sobie ... i prośba o Nakarmienie Psiaków ;-)

Otagowała mnie caravely z bloga http://blondregeneracja.blogspot.com. Dziękuję i zapraszam serdecznie na jej bloga.


1. Co było najsilniejszym bodźcem do rozpoczęcia przygody z włosomaniactwem?
Pisałam już kiedyś na blogu, jak to po wakacjach, we wrześniu, zauważyłam, że moje włosy są w tragicznym stanie - rzadkie, przesuszone, popalone prostownicą...Na dodatek mocno wypadały. Te wszystkie rzeczy złożyły się na mocne zainteresowanie pielęgnacją włosów. 
Nie ukrywam, że chyba nadmiar czasu miał też na to wpływ...

2. Domownicy wspierają Cię we włosowej manii czy patrzą na Ciebie jak na kosmitę? :D
Szczerze to nie jest temat, który poruszam z domownikami. Jak na kosmitę? To dla mnie chleb powszedni :-P

3. Twój ulubiony kosmetyk, bez którego nie wyobrażasz sobie codzienności to...?
Hmm, nie wyobrażam sobie codzienności... Pasta do zębów? ;) 
Może powiem, że nie wyobrażam sobie pielegnacji włosów teraz bez olejków i masek ;)

4. Obcięłaś lub myślałaś kiedyś o ścięciu włosów "na chłopca"? ;)
Nie, na serio nigdy o tym nie myślałam. Mam pociągłą twarz i raczej bym wyglądała fatalnie w krótkich włosach. Najkrócej obcięłam włosy gdzieś do połowy szyi i kazałam chłopakowi przypomnieć mi moją późniejszą reakcję, jakby mi jeszcze kiedyś przyszło do głowy skracać włosy ;)
Na ''grzybka'' miałam włosy obcięte w dzieciństwie.

5. Najczęściej nosisz włosy spięte czy rozpuszczone?
Najczęściej mam rozpuszczone włosy w tym dniu, w którym umyłam - są najładniejsze właśnie wtedy. Częściej jednak mam związane.

6. Do jakiej długości włosów dążysz?
Nie mam tego ścisle określone, póki co zapuszczam. Zobaczymy, w jakim stanie będą moje włosy i czy dobrze będą wyglądać coraz dłuższe. Fajnie byłoby mieć włosy już do talii ;-)

7. Preferujesz wygodne ubrania, czy dobrze wyglądające i przemyślane stylizacje?
Raczej wygodne ... Jasne, żę lubię ubierać sukienki i buty na wysokim obcasie, ale raczej nie nazwałabym tego ''przemyślaną stylizacją''.

8. Rzecz, której nie możesz się oprzeć, mimo, że wiesz, że Ci nie służy, to...?
Chipsy ... Nie jem ich często, ale jak już mnie najdzie ochota, to koniec, wcinam na raz wielką paczkę jak wariatka. Chciałabym, żeby przestały mi smakować. Szkodzą mi, bo tłuszcz się przez nie gromadzi na brzuchu i udach ;)

9. Jesteś fanką eksperymentowania, czy spraw
dzonych sposobów?
Chyba sprawdzonych. Choć to zależy, w jakiej sferze zycia :D

10. Kawa czy herbata? ;)
Trudne pytanie. Kawę pijam raz/dwa razy dziennie i jest stałym elementem mojej codzienności. Herbaty wypijam kilka kubków dziennie. Więc raczej nie wybiorę :)

Wybaczcie, ale nie taguję nikogo - już dużo osób odpowiedziało na niego lub zostało otagowanych i nie chcę dowalać komuś dodatkowych pytań :-P

...........................................................................................................................................

Czy słyszałyście już o akcji Karmimy Psiaki? U mnie na blogu banerek do tej akcji wisi od wielu miesięcy. 
Chciałabym, żeby jak najwięcej osób kliknęło w upatrzonego przez siebie psiaka - to nic nie kosztuje, a psiakom może pomóc.

http://www.karmimypsiaki.pl

Możecie również polubić stronę na FB, zamieścić post o tej akcji lub dodać banerek na swój blog.

Będąc na stronie zauważyłam też akcję pomagania pieskowi, który od 7 lat już jest w schronisku. Dałam baner po prawej stronie bloga, ale wklejam także tutaj - może ktoś zechce rozpowszechnić baner, aby jak najwięcej osób kliknęło i pomogło Majkowi?

http://www.karmimypsiaki.pl/pomagaj-codziennie/klik


niedziela, 19 sierpnia 2012

BingoSpa - kolagenowe serum do mycia włosów.

Jednym z kosmetyków do włosów, które pojechało ze mną na wakacje, było kolagenowe serum do mycia włosów z lubianej przeze mnie od dawna firmy BingoSpa. Chciałam wziąć coś do mocniejszego oczyszczania włosów, a to serum ma wysoko SLeS w składzie. Ponadto - mała i zgrabna buteleczka idealnie nadaje się do kosmetyczki i podróży. 


Serum można zakupić na stronie internetowej BingoSpa - www.bingosklep.com -  za niewielką kwotę 9 zł. Jednak ze względu na pojemność buteleczki - 150 ml - nie starczy nam na zbyt długo. Muszę jednak powiedzieć, że już od jakiegoś czasu jestem fanką kosmetyków o niedużych pojemnościach - szybko można skończyć i testować coś nowego, a ja szybko się nudzę i lubię nowości ;-) 
Miałam już kolagen do włosów z tej marki, który recenzowałam tutaj - i zdecydowanie moje włosy lubią się z kolagenem - są od niego mięciutkie i gładkie. 


Zdjęcie pożyczone od blogerki maziarnia.blogspot.com.

Skład jest dość krótki, ale jak widać, tytułowy kolagen mamy dość wysoko.  Wspomaga on proces odbudowy włókna włosa. Po kolagenie mamy Acrylates Copolymer, który działa filmotwórczo, czyli pozostawia na włosach film, dzięki któremu kondycjonuje, zmiękcza i wygładza, nadaje również połysk i uczucie miękkości włosom. Ponadto działa antystatycznie, czyli zapobiega elektryzowaniu się włosów.
Później substancja myjąca, zapach, konserwanty.
(kosmopedia.org)


Moja opinia:

Mycie włosów tym serum jest bardzo przyjemne. Poczynając od konsystencji, która przypomina jedwabiste delikatne mleczko, kończąc na efekcie wygładzenia włosów, które szczególnie docenią posiadaczki niesfornych kosmetyków, które lubią sie wywijać itd. 
Zapach jest przyjemny - ot, taki mydlany ;-) Nie mam mu nic do zarzucenia. Nie utrzymuje się na włosach. 

Wiem, że ma wysoko SLeS, a mimo to wydaje mi się taki delikatny. Nie miałam po nim uczucia jakiegoś megaoczyszczenia, tak żeby włosy aż skrzypiały. Serum nie pląta włosów podczas mycia, u mnie przy spłukiwaniu włosy były gładziutkie. Nie próbowałam jednak po nim nie używać odżywki, więc nie wiem, jaki jest efekt na włosach po myciu tylko nim i nic więcej potem. Nie jest to jednak dla mnie problemem, ponieważ ja nie szukam szamponu, który będzie mi zastępował również odżywkę. Po myciu czymkolwiek zawsze idzie w ruch odżywka lub maska ;-)



Minusy zauważam głównie ''zewnętrzne'' - a mianowicie, papierowa nalepka na buteleczce, która po dotknięciu mokrymi rękami wygląda bardzo nieestetycznie i ma się ochotę ją szybko odkleić oraz zakrętka kosmetyku. Wielokrotnie się na nią wkurzałam ... ;-) Nie wiem co z nią nie tak, ale bywało że w ogóle nie mogłam jej odkręcić, była strasznie oporna. Mokrymi rękami w ogóle nie dawało rady. Mogłoby się coś zmienić w tej materii, dla estetyki i komfortu ;-)
Szkoda też, że we wszystkich produktach do mycia włosów z BingoSpa jest SLeS.

To pierwsza recenzja jednego z trzech produktów z Bingo, które dostałam do testów w ramach współpracy. Niedługo pojawi się recenzja maski z błotem karnalitowym, która zrobiła na mnie duże wrażenie :) 

Miłego dnia!


czwartek, 16 sierpnia 2012

Kilka nowych kosmetyków + szykują się zmiany w produktach Green Pharmacy?

I wreszcie jestem w domu - ostatnie dni spędziłam u chłopaka. W jakimś sensie już mi się spieszyło do domu, bo wiedziałam, że czeka na mnie bardzo atrakcyjna paczuszka ;-)


Wygrana w konkursie u Eve :



To chyba najfajniejszy konkurs, jaki udało mi się wygrać - na ten szampon i maskę miałam ochotę odkąd zagościły na stronie bioarpu...

Organiczny szampon z ekstraktem z pomarańczy i papryczki chili:


Stymulujący porost, co może się przydać po jutrzejszej wizycie u fryzjera...jak wiemy, czesto fryzjerzy nie rozumieją słów ''jeden centymetr proszę'' ;-)
Skład ma delikatny, ekstrakty są wyżej niż substancje myjące, więc jakieś nadzieje w nim pokładam. Nie ma SLeSu, na co zważam od jakiegoś czasu, ale ma Sodium Cocoyl Glutamate, który otrzymywany jest z kwasu glutaminowego oraz kwasów tłuszczowych pozyskiwanych z kokosa - to wyczytałam w Internecie. 
Będę go stosować teraz regularnie, żeby sprawdzić skuteczność.

Maska do włosów z olejem z zielonej kawy i sokiem z aloesu:


Wygląda bardzo fajnie i mam nadzieję, że takie też efekty będzie dawała na włosach.

Organiczny krem z marchewką i pomidorem :


Pewnie nigdy bym go nie kupiła, a teraz będzie okazja przetestować. :)


Ostatnio też w moje ręce wpadł taki oto kremik:


Fajna wygrana, polubiłam Lirene od tego musu :
Jest świetny, bardzo go polubiłam. Zobaczymy jak się sprawdzi wersja matująca.


Przeglądając blogi, natknęłam się na recenzję kosmetyków do włosów z Green Pharmacy na blogu trustmyself. Osobiście z ich oferty miałam olejek z czerwoną papryką i eliksir. Szampony mnie nie interesowały ze względu na SleS w składzie (nie jestem przeciwniczką, ale po prostu mam już za dużo szamponów z tym detergentem, więc póki co zużywam), balsamy do włosów jakoś składowo też mnie nigdy nie urzekły. Z zainteresowaniem więc przeczytałam komentarz na blogu trusmyself - od samego konsultanta naukowego Elfa Pharm:


''Już nie będzie SLES w szamponach Green Pharmacy. Wiemy jak jest to dla Was ważne. Mamy coraz lepsze receptury. Nowa wersja to 0% SLS, SLES i parabenów. Balsamy do włosów także w nowej wersji 0% parabenów. Wszystkie produkty do włosów jak dotąd - bez barwników.''

Bardzo fajnie ;-) Może na ulepszoną wersję się skuszę. Zastanawiam się tylko, czy za tymi zmianami nie pójdą zmiany w cenie :> 

Jutro podcinam koncówki, obym była zadowolona i nie pozbyła się za dużo z długości ;)



A i jeszcze jedna wiadomość - olejki Alterra faktycznie mają być wycofane z Rossmana! Ten los także spotkał odżywkę z morelą i pszenicą. Krążyły takie plotki od jakiegoś czasu, nawet sama o tym wspominałam, ale nie wierzyłam, że to prawda. Ale faktycznie dziś w Rossmanie półka po olejkach świeciła pustkami, a odżywka z morelą była jedna.

Wizażanki już działają, zachęcam bloggerki żeby również podpisywały petycje :



Na blogu Oczochmurności więcej informacji na ten temat.


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Bardzo skromne denko ;)

Hej! :) 
Chyba widać dokładnie, jaki czułam deficyt pisania notek - teraz mam ochotę codziennie coś zamieszczać ;) Pogoda jest wstrętna i nie zachęca do wychodzenia - ruszyłam się dziś tylko do sklepu po niezbędne produkty na obiad. Dziś ja tworzę, zobaczymy czy chłopak będzie zadowolony ;)

Plątając się dziś po mieszkaniu zauważyłam kilka pustych opakowań. Nigdy na blogu nie robiłam postów typu denko z prostego względu - u mnie coś takiego jak denko praktycznie nie istnieje. Zużywam kosmetyki milion lat. Zobaczenie pustego dna to dla mnie nowość. Dosłownie wszystko mi idzie wolno - żele pod prysznic, peelingi, balsamy, produkty do włosów. Jak widzę denka miesięczne na niektórych blogach, gdzie jest mnóstwo różnorodnych produktów, to zastanawiam się, jak te dziewczyny to robią ;-) Ja słynę z tego, że mam mnóstwo pootwieranych kosmetyków i przeskakuję z jednego do drugiego. To już wiadomo, czemu tak rzadko widać u mnie dno :D

Tak więc dosłownie kilka kosmetyków chciałabym dziś opisać - wszystkie są dobrze znane w blogosferze. Mimo że z niektórych jestem zadowolona, uważam, że nie są aż takim hitem, żeby poświęcać im osobną notkę.



Od lewej mamy peelingi z Be Beauty - wersję borówkową i winogronową. Można je dorwać od czasu do czasu w Biedronce. Nie pamiętam dokładnie ceny - wydaję mi się, że borówkowy kosztował mnie ok. 7 zł, a winogronowy ponad 5. Nie były kupowane w tym samym czasie. Cena bardzo w porządku. Opakowania mają 200 ml.
Borówkowy ma niesamowicie intensywny, leśny zapach. Podczas używania pachniało nim w całej łazience. Peeling jak peeling - nie ścierał jakoś bardzo mocno, był raczej delikatny, ale pozostawiał skórę widocznie wygładzoną i mięciutką. Konsystencja obydwu kosmetyków jest raczej lejąca  - zdarzało się, że przelatywał mi przez palce i lądował tam gdzie nie powinien ;) Mimo że zapach mi się podobał, później już się znudził, więc skusiłam się dla odmiany na winogronową wersję. Tu już zapach nie jest taki mocny jak borówkowy - pachnie delikatnie winogronowo, jest przyjemny. Skóra jest po nim gładziutka i delikatna. Nie mam mu w sumie nic do zarzucenia, może oprócz tego, że oba nie są zbyt wydajne. 
Możliwe, że do któregoś wrócę.

Żel Isana - masło shea i marakuja. Na opakowaniu możemy przeczytać, że to zapach ''owocu pasji'' :D Żele z Isany lubię i cenię - za niziutką cenę, pojemność 300 ml (to całkiem dużo), duży wybór (ostatnio doszło jeszcze kilka nowych zapachów) i ładne zapachy. O żelu nie można się dużo rozpisywać - ładnie pachniał, miał kremową konsystencję, nie przesuszał mojej skóry. Zapach nie utrzymuje się na skórze, ale nie wymagam tego od żelu za 4 zł ;) Wystarczyło mi, że pod prysznicem pachniał ładnie. 
Teraz skusiłam się na wersję jogurtową z witaminami - ładnie pachnie i wygląda :) 
Wrócę do niego na pewno, ale jak spróbuję innych zapachów.

Żel micelarny z Be Beauty. O nim chyba napisano już wszystko ;) Kupimy w Biedronce. Kosztuje grosze - 4.50 w promocji, normalnie 5 zł. Będę stale do niego wracać, bo nieźle zmywa makijaż (z mocniejszymi sobie nie radzi, ale ja maluję się lekko), pachnie lekko i odświeżająco niewiadomoczym i ma megaatrakcyjną cenę.
Wrócę do niego na pewno.

Masło do ciała Isana - orzech włoski i mleko. Nigdy więcej. Klaudia naczytała się blogach jakie to jest wspaniałe i oczywiście kupiła jak tylko zobaczyła w Rossmanie. W końcu limitowana edycja. No cóż...Dobrze, że kosztowało tylko 4.50! W sumie to nie ma czego żałować. Czemu jestem niezadowolona? Po pierwsze, dla mnie to masło miało okropny zapach. Sztuczny, mdły, paskudny. Oczywiście to moja wina, że je kupiłam z całą świadomością,że nie cierpię mlecznych zapachów... Myślałam, że może nie jest takie najgorsze. Niestety, dla mnie było. 
Nie ma co się sugerować, bo czytałam o nim też pełno zachwytów, gdzie najwięcej pochwał zbierał właśnie zapach. Jeśli lubicie takie słodkie mleczne zapachy, takie masełko jest dla Was. Ja pozostanę wierna owocowym zapachom.
Poza tym masło miało twardą konsystencję i opornie rozsmarowywało się na ciele ... Wiem, że niby masła mają takie być, ale ja tego nie lubię. 
Wymęczyłam je jednak w całości, bo nie wyrzucam czegoś, jak już kupię. Na plus - nieźle nawilżał. Rano nadal czułam, że skóra jest nawilżona. I skład - całkiem niezły, wysoko masło shea.
Nigdy więcej go nie kupię.


A jakie Wy macie doświadczenia z tymi kosmetykami?

Miłego dnia!


niedziela, 12 sierpnia 2012

Maska drożdżowa na porost włosów - Receptury Babuszki Agafii.

Dziś recenzja maski do włosów, którą używam już od dłuższego czasu. Jest to maska, po którą najczęściej sięgałam w lipcu - pokazywałam Wam ją w poście o pielęgnacji włosów. Ponieważ zapuszczam wytrwale włosy, każdy kosmetyk, który obiecuje, że może w tym pomóc, ma specjalne miejsce w moim sercu ;-D


Jak większość rosyjskich kosmetyków, maska ta ma świetny skład - 

Aqua with infusions of: Yeast Extract (drożdże piwne), Betula Alba Juice (sok z brzozy); enriched by extracts: Inula Helenium Extract,(oman wielki) Arctostaphylos Uva Ursi Extract (mącznica lekarska) Silybum Marianum Extract (ostropest plamisty), Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil (olej z kiełków pszenicy), Ribes Aureum Seed Oil (olej z nasion białej porzeczki), Pinus Sibirica Cone Oil (olej z orzeszków cedrowych), Rosa Canina Friut Oil (olej z owoców dzikiej róży) Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid,  Sorbic Acid.

Drożdże piwne, których jest najwięcej w tej masce, to naturalne źródło pełnowartościowego białka, witamin i mikroelementów, które wnikając w strukturę włosów, wzmacniają przemianę materii, przyśpieszając ich wzrost. (źródło : kalina-sklep.pl)

Maska drożdżowa na stronie kaliny kosztuje 18.50 i ma 300 ml. Uważam, że jak za taki skład cena jest w porządku, zwłaszcza, że wydajność maski też jest niezła.

Moja opinia :
Może zacznę od tego, że bardzo podoba mi się opakowanie maski - jest ładne, błyszczące, stylizowane na staromodne ;-) Maska jest dodatkowo zabezpieczona wieczkiem. Już wiele z Was pokochało zapach tej maski - wybitnie ciasteczkowy ;-) Faktycznie, jest przyjemny, fanki słodkich zapachów będą zachwycone.

Konsystencja jest dla mnie sam w raz. Nie za gęsta, i nie lejąca, idealnie rozprowadza się po włosach. Nie trzeba jej nakładać dużo. Nadal mi została co najmniej połowa opakowania.

Producent zaleca, by maskę trzymać na włosach 1-2 minuty. Oczywiście trzymałam ją dłużej, 15-20 minut, czasem dłużej. 

Działanie tej maski na moich włosach było różne. Zawsze sprawiała, że włosy błyszczały i były miękkie w dotyku, ale czasem je napuszała - czego nie lubię - a czasem ładnie wygładzała. Być może to zależy od szamponu, który użyłam wcześniej, lub oleju. Zawsze jednak super działała na skórę głowy, dlatego też w pewnym momencie zaczęłam ją nakładać tylko na skórę głowy, dokładnie w nią wmasowując maskę. W końcu ma działać głównie na pobudzenie porostu ;-) Byłam bardzo z niej zadowolona, zawsze wtedy miałam włosy u nasady idealne - lśniące i gładkie, a skóra głowy była nawilżona i gładka - ciągle wsuwałam dłonie we włosy, żeby ją głaskać, jakkolwiek dziwnie to brzmi :D Bardzo lubię maski, które tak działają na skórę głowy, mam wtedy wrażenie, że dostarczyłam swoim cebulkom coś naprawdę dobrego ;-)

Czy pobudziła wzrost włosów? Tak jak pisałam była najczęściej używaną przeze mnie maską w lipcu, a w lipcu włosy urosły mi dość ładnie - widziałyście na zdjęciach porównawczych. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy tylko ona miała na to wpływ, bo używam też olejków, wcierek, wewnętrznego wspomagania, więc odpowiedź nigdy nie jest jasna. Myślę jednak, że dodała także swoją cegiełkę ;-)

                                                                                               


Stosowałyście, co myślicie? A może wolicie wersję jajeczną lub łopianową?